czwartek, 30 listopada 2017

Gabriela Gargaś "Wieczór taki jak ten"

Jako naczelny wódz bożonarodzeniowej wioski Ktosiów rozpoczęłam przygotowywania do tego najwspanialszego czasu w całych roku. Prócz szperania po internetach w poszukiwaniu świątecznych inspiracji, książek i przepisów chwyciłam również za nowości wydawnicze, by i czytelniczo wprowadzić się w magiczny nastrój. Do moich rąk trafiła nowa powieść spod pióra Gabrieli Gargaś, przyciągając w księgarni wzrok swoją delikatną okładką (wiecie, że jestem wzrokowcem!). Szybkie zerknięcie na tył w poszukiwaniu słowa opisu i już byłam zdecydowana oddać tej historii kilka ze swoich wieczorów.

Historia Michaliny i Bartka nie zaczyna się wesoło, bo też dlaczego by miała? Rodzeństwo traci matkę na skutek choroby znienawidzonej przez cały świat - nowotworu. Tak więc nastoletnia Michalina musi zacisnąć zęby i zmienić diametralnie swoje życie, by brat nie odczuł nieobecności matki. I tak mijają lata - lata przepełnione smutkiem, ale i ogromem miłości, lata walki z przeciwnościami losu, lata w Złotkowie, gdzie Święta Bożego Narodzenia są najcudowniejszymi chwilami w życiu każdego z mieszkańców. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać zważywszy na ogrom dekoracji, światełek i przenikającego zapachu przyprawy do piernika.


Obok losów rodzeństwa i ich nieziemskiej babci poznajemy też historie innych ludzi, którzy uciekli do Złotkowa przed swoją codziennością. Jest Artur - rozwodnik, pracoholik, Lena - kobieta, która straciła męża, jej córka Kinga, Wiktoria - starsza pani chora na Alzheimera i Józefina - nauczycielka ze Złotkowa, która przez wiele lat uciekała od przeszłości. Wszystkie losy krzyżują się za sprawą Michaliny, która prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy z tego, ile dobrego wnosi do życia innych ludzi. Każda z tych osób odnajduje spokój, tak niezbędny w harmonijnym życiu.

Płakałam już od pierwszej strony, bo autorka nie owijała w bawełnę i najwidoczniej postanowiła rozpocząć z grubej rury. Droga Pani Gabrielo, udało się Pani, spłynął mi cały makijaż, dziękuję. Podoba mi się warstwa tajemniczości w tej powieści. W wielu wątkach nie wszystko przedstawione jest czarno na białym. I bardzo dobrze! Czytelnik musi sam wyciągnąć wnioski, domyślić się kilku spraw, zrozumieć życie bohaterów książki, śliniąc się przy tym na samą myśl o piernikach, sernikach i innych wypiekach z babcinej cukierni. 

Zakończenie, choć zdradzać mi go oczywiście nie wolno, również jest wspaniałe. Pełne wybaczenia i zrozumienia. Prawdziwie świąteczno-cudowne!

Niech ktoś mnie uciszy, bo jeszcze krok i zaspoileruję Wam książkę do tego stopnia, że nie będzie sensu jej czytać. A warto! Tak więc zamykam się, życzę Wam przyjemnego wyczekiwania świąt i mam nadzieję, że zajrzycie do mnie jeszcze, bo niedługo druga cześć świątecznych premier 2017!


niedziela, 26 listopada 2017

Przedświąteczne premiery książkowe

Przedświątecznej gorączki ciąg dalszy! Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam wprowadzać się w bożonarodzeniowy nastrój na każdy możliwy sposób. Jednym z nich jest czytanie książek o takiej też tematyce. Co roku wydawnictwa obdarowują nas nowymi tytułami, postanowiłam więc przedstawić Wam możliwie jak najwięcej tegorocznych świeżynek. Jest ich naprawdę sporo, tak więc post podzielę na dwie części jeśli nie macie nic przeciwko. Opisy, nie w moim stylu, ale skopiuję ze stron wydawnictw. Nie miejcie mi tego za złe, bo fizycznie niemożliwym jest żebym przeczytała każdą sztukę. Poza tym wiele z nich jest dopiero w przedsprzedaży. No nic, chyba pora przejść od słów do kolejnych słów. Ciekawe... wybierzecie coś dla siebie? Koniecznie dajcie mi znać!



Zatrzymaj się i rozejrzyj dookoła. Czasami tyle wystarczy, by w twoim życiu zaczęły się dziać cuda. Klementyna – mistrzyni pachnących pierników – całe życie spędziła na walizkach. W najbardziej niespodziewanych momentach babcia Agata brała ją za rękę i ruszały w nieznane. Dziś w oczach maleńkiej córeczki Dobrochny bohaterka dostrzega własną dawną niepewność i strach na widok babki szykującej się do drogi. Klementyna już wie, że przyszedł czas, by zmienić swoje życie i zacząć spełniać najskrytsze pragnienia. Ale co ma z tym wspólnego lukrowana piętrowa kamieniczka jak ze snu?


Zimowy wieczór jest senny, magiczny i pełen cudów. Jak życie… Momo ma dwadzieścia osiem lat i żyje w gorsecie własnych ograniczeń. Nie pije kawy, nie patrzy ludziom w oczy, nie kupuje kolorowych ubrań, boi się podróżować. Ma za sobą nieudane małżeństwo i skomplikowane relacje z ojcem. Jej światem jest sztuka – Momo projektuje biżuterię i meble z recyklingu. I wtedy pojawiają się sny. Są jak pomost łączący noc z dniem. Próbują jej coś powiedzieć, kłują palcem, puszczają oko. Stają się pośrednikiem między Momo a prawdziwym światem, który ją otacza. Wyznaczają jej kolejne zadania, które musi wypełniać, żeby pójść dalej. Czas kończy się wkrótce...


Julia nie ma żadnych marzeń, ponieważ jest przekonana, że nie zasługuje na ich spełnienie. Prawie cały swój świat zamknęła w czterech ścianach maleńkiego mieszkania na jedenastym piętrze wieżowca, jak w szklanej śniegowej kuli. Na zewnątrz pozostało jej poprzednie życie, to do którego nie ma już powrotu. Jednak pewnego dnia coś się zmienia. Granice uporządkowanego świata Julii zaczynają kruszeć i pękać, gdy ze starego sekretarzyka odnalezionego na zapleczu pewnego sklepu wypada list napisany przed laty przez kilkuletniego chłopca. List zawierający niezwykłą prośbę. Julia postanawia sprawdzić, czy zapisane w nim marzenie spełniło się, ruszając jego śladami. Dzięki temu odkrywa tajemnicę, nad którą czuwa siedem wyjątkowych aniołów.



Przewrotnie opowiedziana saga rodzinna, wpisana w historię ostatnich dziesięcioleci. Niepolityczna i pod prąd. Zaczyna się w dobie „bujnego Gierka”, a kończy w dzisiejszych trudnych czasach. Przy wigilijnym stole Niuty i jej męża Edka jest jak w wielu innych rodzinach. Zbierające się grono raz się powiększa, raz maleje, w zależności od ślubów, narodzin dzieci i… rozwodów. Krewni i najbliżsi raz się kochają, a raz kłócą, stawiając czoła problemom i ciesząc się z sukcesów. Gdy spotykają się na święta, w ich rozmowy wkrada się polska rzeczywistość, rozpalając namiętności biesiadników. Ponad wigilijnymi potrawami, podczas przeżuwania śledzi, uszek i ciast, odbywa się bój na argumenty i życiowe doświadczenie. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, życie prywatne z polityką. Jest i śmiesznie, trochę strasznie i bardzo po naszemu.



Zdradzony przez narzeczoną i oszukany przez wspólnika trzydziestoletni Michał marzy o tym, aby zacząć nowe życie. Kiedy dowiaduje się, że podczas II wojny światowej jego rodzina ukryła w małym miasteczku na północy Polski skarb, wyrusza na jego poszukiwanie. Sęk w tym, że teraz w tym miejscu stoi restauracja. Prowadzi ją rówieśniczka Michała, Malwina. Ma ona problem ze swoim ukochanym, który "odszedł w siną dal", i babcią, która po powrocie z wieloletniego pobytu we Francji koniecznie chciałaby serwować w jej restauracji żabie udka i ślimaki. Michał postanawia zaprzyjaźnić się z Malwiną, zdobyć jej zaufanie, a potem w tajemnicy przed nią odzyskać swój spadek. Niestety gdy w sprawę wmieszają się dwie wścibskie staruszki, dwójka dzieci i tajemniczy święty Eskpedyt, nic nie pójdzie zgodnie z jego planem.


Zagubiony w lesie pensjonat Mścigniew tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się z pozoru zwyczajnymi gośćmi, z których każdy ma niebagatelne powody, by spędzić ten czas właśnie tam – w spokoju i w oddaleniu od zgiełku codzienności. Kiedy więc pewnego poranka amatorka nordic walkingu, Olga Mierzwińska, przed wyjściem na trening odkrywa w wannie trupa, nikt nie jest zadowolony, a najmniej właściciel, który staje na głowie, by zatrzymać gości w pensjonacie. Policja uznaje sprawę za wypadek, gdy jednak ta sama dziewczyna znajduje podczas spaceru kolejne zwłoki, sytuacja staje się poważna i do akcji postanawia wkroczyć detektyw Poziomka – amator krówek ciągutek i ekstrawaganckich krawatów. Galeria oryginalnych postaci, gęstniejąca z dnia na dzień atmosfera i odkrywane jedno po drugim kłamstwa gości, z których każdy ma coś do ukrycia – a wszystko przy dźwiękach świątecznych przebojów i w blasku choinkowych lampek.



Trwają przygotowania do świąt. Na osiedlu położonym na obrzeżach Krakowa lśnią tysiące świateł. Tylko dwa domy stoją ciemne. Przedwojenna willa i niewielki budynek obok niej. Antek Milewski wraca do domu po latach. Zostawia za sobą porażkę życiową i chce zacząć wszystko od nowa. Kiedy przekracza próg starej willi, wracają dawne wspomnienia. Zaczyna rozumieć, że nie odnajdzie spokoju, dopóki nie rozwiąże tajemnicy z przeszłości. Dlaczego kochający ojciec nagle porzucił żonę i dziesięcioletniego syna? Czemu nigdy nie próbował naprawić błędu? W małym jednorodzinnym domu nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia, bo kojarzą się z tragicznym wypadkiem. Magda Łaniewska i jej dwaj bracia zawsze wtedy wyjeżdżają do ciepłych krajów. Ale tym razem staną przed wielkim wyzwaniem. Będą musieli zorganizować prawdziwą Wigilię. Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie każdy człowiek okaże się wart pokładanego w nim zaufania. Jednak w magiczną noc światła zapalą się nie tylko w dwóch uśpionych domach, ale też w sercach ich mieszkańców.


Gwiazdka za pasem, w powietrzu pachnie makowcem, goździkami i zieloną choinką. Mieszkańcy małego miasteczka myślą już o przygotowaniach świątecznych, ale na drodze lepienia uszek i łańcuchów choinkowych staną im rodzinne perypetie. Zabiegani zapomną, co naprawdę liczy się w świętach. Na szczęście ktoś im o tym przypomni... Ten wyjątkowy czas skrzyżuje ze sobą drogi małżeństwa posądzającego się wzajemnie o zdrady, młodej mamy zmęczonej dobrymi radami teściowej, sknery, którego żona marzy o dziecku, kobiety samotnie wychowującej córeczkę i pewnego przystojnego mężczyzny. Wśród codziennych problemów trudno się zatrzymać i po prostu cieszyć wspólnymi chwilami, ale w miasteczku mieszka ktoś, kto pomoże im na nowo odkryć magię świąt.


Julia jest nauczycielką w jednym z krakowskich liceów. Jest młodą, ambitną kobietą, która ze wszystkich sił pragnie zarazić uczniów sympatią do matematyki, niestety – bezskutecznie. Mimo oporów młodzieży dotyczących samego przedmiotu, Julia ma z nimi wspaniały kontakt, potrafi trafić do nich życiowymi radami, a oni dzięki temu traktują ją jak starszą koleżankę, szanując jednocześnie jako nauczycielkę. Dziewczyna ma bowiem złote serce – jest w stanie zrobić dla swoich wychowanków wszystko, nawet narazić własną reputację! Jakub jest deweloperem. Jego firma prężnie się rozwija, on realizuje się życiowo, ma narzeczoną, Dagmarę, która wydaje się być idealną partnerką dla niego – wysoko postawioną, z pozoru wychowaną młodą damą, której na pierwszy rzut oka nie brak dobrych manier. Jakub jednak czuje pewien niedosyt. Coś w jego życiu nie jest takie, jak być powinno, czuje pustkę i wciąż szuka życiowego spełnienia. Ma wrażenie, że wszystko w jego życiu to przyzwyczajenie. Czy przypadkowe spotkanie tych dwojga na jednym z górskich szlaków sprawi, że ich życiowe drogi zejdą się na zawsze? Czy można w realnym życiu prawdziwą księżniczkę?



Sierra prowadzi podwójne życie, a jego rytm wyznaczają święta Bożego Narodzenia. Jedno to życie w Oregonie, przy plantacji drzewek choinkowych, którą prowadzi jej rodzina. Drugie to życie świąteczne, kiedy przychodzi czas ich sprzedaży i wszyscy przenoszą się na miesiąc do Kalifornii. Gdy podczas jednej ze świątecznych podróży poznaje Caleba, wszystko się zmienia. Calebowi daleko do idealnego chłopaka. Kiedyś popełnił ogromny błąd, którego cenę wciąż płaci. Sierra potrafi w nim jednak zobaczyć coś więcej niż jego przeszłość i jest gotowa zrobić wszystko, by pomóc mu odzyskać wiarę w siebie. Sierra i Caleb odkrywają coś, co może przezwyciężyć nieporozumienia, podejrzliwość i niechęć, które narastają wokół nich: prawdziwą miłość.


Do ukrytego w Tatrach, zasypanego śniegiem Pensjonatu pod Świerkiem przybywają na święta kolejni goście. Każdy z nich przywozi własną historię. Na miejscu wita ich para właścicieli, którzy – niczym anioły – przyjmują pod swoje skrzydła życiowych rozbitków. Czy ich dobroć i życzliwość wystarczy, by wydobyć z człowieka to, co w nim najlepsze, i jednocześnie uchronić od tego, co złe? Pensjonat pod Świerkiem to zbiór nastrojowych opowiadań stworzonych przez lubianych autorów specjalnie na magiczny czas świąt Bożego Narodzenia. Do czytania nie tylko przy kominku, z kubkiem aromatycznej herbaty w dłoni, w towarzystwie bliskich osób i… pierniczków.


Co może grozić komuś, kto stracił już wszystko? W śnieżną wigilijną noc na tatrzańskiej przełęczy dochodzi do tragedii.  Sześć lat później w mazurskiej chacie nad jeziorem staje się cud. Niektórzy ludzie, choćby mieli wszystko, nie będą szczęśliwi. Inni nie mają nic, a potrafią cieszyć się życiem. Nataniel należał do tych drugich.  W przeszłości uległ poważnemu wypadkowi, potem zmarła jego ukochana mama, a teraz stracił jeszcze dach nad głową. Nie miał nic, ale zyskał wolność i mógł ruszać w nieznane. Senna – zagubiona wśród lasów wioska na Mazurach – miała być tylko krótkim przystankiem w jego podróży. Zatrzymał się w małej, opuszczonej chacie nad brzegiem jeziora. Miejscowa legenda głosiła, że ktokolwiek w niej zamieszka, straci to, co kocha. 

niedziela, 5 listopada 2017

Książki w bożonarodzeniowym klimacie!

Więc mamy listopad, a właściwie początek tegoż pochmurnego miesiąca. Pewnie większość z Was po prostu chodzi do szkoły, uczelni lub pracy i stara się na spokojnie przetrwać do fajrantu, kiedy to będzie można wrócić do domu, zakopać się w kocu z herbatą i książką. U mnie listopad wygląda nieco inaczej. 

Część z Was wie, że jestem totalnym bożonarodzeniowym świrem. Słupki statystyk google przy utworze "Last Christmas" już wzrosły właśnie za moją przyczyną. Przed świętami prócz cudownej muzyki wprowadzającej w magiczny nastrój lubię również katować się filmami z Mikołajem w tle i takimi też książkami. Dlatego pomyślałam, że zrobię taką mini serię z książkami ze śniegiem i magią w tle. Niektóre z nich sama już przeczytałam, kilka mam zamiar, a resztę odnalazłam w internetach. Nie wiem jeszcze ile postów z tego wyjdzie, ale mam nadzieję, że wszyscy mojego gatunku będą z nich zadowoleni. Więc nie przedłużajmy dalej. Jedziemy z tym cudeńkiem!

1. 9 Wigilii >KLIK< 
Ufając opiniom, które przeczytałam, a nie kłamię - było ich niemało, nie jest to bynajmniej zbiór sympatycznych opowieści, w których gości wyłącznie radość i nadzieja. Trudno się właściwie temu dziwić. Próbuję sobie przypomnieć czy udało mi się w swoim czytelniczym życiu natrafić na zbiór opowiadań pióra polskich autorów, które byłyby po prostu wesołe i niestety - w głowie mam pustkę. Cóż, jakby nie patrzeć jesteśmy mistrzami treści moralnego niepokoju, więc czemu by i nie w tym przypadku. Ale to nic, bo pisarze, których wybrano do tego zbioru, to naprawdę porządne nazwiska i nawet jeśli wolimy szukać świąt pełnych czerwieni, puchu śniegu i wysokich choinek sami dobrze zdajemy sobie sprawę, że w zdecydowanej większości rzeczywistość wcale tak nie wygląda. 


2. Uliczka Aniołów >KLIK<

Powieść o tym, jak żyć w społeczeństwie tak, by świat stał się lepszy. Tak przynajmniej można by wnioskować po przeczytaniu opinii z krótkimi streszczeniami treści. Słowa czytelników są tak ciepłe i niemal pachnące przyprawą korzenną, że to kolejna pozycja na mojej liście książek do przeczytania w okresie świątecznym. Jak bowiem nie cenić treści, które mają zmotywować czytelnika do przemyśleniem własnych zachowań? Chciałabym stworzyć listę książek, które są po prostu wartościowe nie tylko w treści, ale również filozofii, którą ze sobą niosą. I nie w ten zasmucający sposób, który karze nam kajać się za uczynki, które bezmyślnie powtarzamy, ale w sposób budujący, zachęcający do działania. Niemal jakbyśmy mieli otrzymać w zamian wiadro gorącej czekolady.



3. Pensjonat >KLIK<

W przypadku tej książki zdanie jest naprawdę skrajnie podzielone. Część recenzji nie może przestać zachwycać się historią zawartą w powieści, druga połowa mówi, że zakup książki był największym błędem w ich życiu. Ciężko jest mi więc zachęcić Was do przeczytania, skoro sama jeszcze tego nie zrobiłam. Właściwie, to po zapoznaniu się z opiniami czytelników nie wiem czy kiedykolwiek sięgnę po "Pensjonat"... Jeśli jednak książka wpadnie w moje ręce, możecie być pewni, że jej recenzja prędko pojawi się na łamach bloga, by ukazać Wam, którą stronę sporu przyjęłam jako własną.




4. Srebrne dzwonki >KLIK<

Opowieść o miłości? Czemu nie! Przecież w Bożym Narodzeniu właściwie o miłość się rozchodzi. O miłość zarówno tę rodzinną, jak i romantyczną. A wiecie skąd to się bierze? Lubimy marzyć o tym, że w ten magiczny czas, kiedy świat pokrywa gruba warstwa lodowatej waty, a wszystko wkoło dzięki niej milknie przytrafi nam się coś niezwykłego. Nie ma nic bardziej niezwykłego, niż niespodziewana miłość. Sięgnijmy więc po powieść o bibliotekarce (dobrze wiem, że każda z nas skrycie marzy o tej fusze) i facecie od choinek. Jak wiadomo nie ma miłości bez otoczki innych uczuć takich jak tęsknota, ból, samotność, o czym i autorka nie daje nam zapomnieć. Jakby nie patrzeć książka zapowiada się przyjemnie i chyba się skusze, a Wy?



5. Najcenniejszy dar >KLIK<

Nie ma chyba nic bardziej magicznego, niż stare, nieco zakurzone i poźółkłe listy. Kiedyś rzecz całkiem zwyczajna, dziś, co dawno odeszło do lamusa, za czym tęsknią romantycy (w tym ja!). Uwielbiamy listy naszych dziadków, pradziadków, ale gdy znajdzie się kilka zupełnie obcych autorów, niby też nie pogardzimy. Tak więc poznajcie Richarda, któremu trafia się niezwykły prezent - nowy dom, a w nim skrzynia pełna zapisanych kartek papieru. Rozwikłanie zagadek, które zrodziły się wraz z wspomnianą już niespodzianką pomoże zapracowanemu mężczyźnie odnaleźć sens. Książka króciutka, ale z recenzji wynika, że potrafi chwycić za serce i nakłonić do świątecznej zadumy. Poza tym zwróćcie uwagę na to, że główny bohater ma takie samo imię, jak sam autor książki. Przypadek?



6. Strajk na Boże Narodzenie >KLIK<

Wprowadźmy tu więcej humoru! Sam tytuł powieści "Strajk na Boże Narodzenie" przecież naprowadza nas na wniosek, że musi być w niej pełno żartów krzywego zwierciadła. Strajk zatem, którego napis widnieje na okładce, to veto postawione przez gospodynie mieszkań, w których święta zawsze muszą być idealne. Dosyć! Koniec z tym! Nastaną nowe porządki jeśli kobiety te zdecydują się na przekazanie obowiązków mężom i dzieciom. To w końcu oni najwięcej od nich wymagają i to dla nich każda z pań zakasa rękawy pod same pachy. Co jednak jeśli pomysł, który przedstawiło kilka przyjaciółek nagle odnajduje zwolenników w szerszym gronie społeczeństwa? Czy to oznacza koniec świąt? Trochę śmiechu i refleksji w czasie świąt nie zaszkodzi, dlatego chętnie przeczytam książkę autorstwa Sheili Roberts.



7. Cicha 5 >KLIK<

Nie mówcie mi, że nie zaintryguje Was pozycja literackie, gdzie kilka polskich pisarek skupi się na jednej kamienicy. Kamienicy przy ulicy Cichej 5, gdzie mieszkańcy każdego mieszkania mają własną historię. Nie wiem jak Wam, ale mnie zdarza się zaglądać ludziom w okna i zastanawiać co u nich słychać? jak to by było być w ich skórze? czy też mają problemy podobne do moich? Każda z autorek ma swój pogląd na dzień Bożego Narodzenia, więc faktycznie opowiadania różnią się stylem - tak, jakbyśmy słuchali samych mieszkańców opowiadających własne emocje



8. W śnieżną noc >KLIK<

Choć nam trudno sobie to wyobrazić, w wielu miejscach na świecie śnieg to nie tylko korki na ulicach i ubrudzone solą buty, ale również przyczyna masy życiowych zawirowań. Trzech amerykańskich pisarzy przedstawia nam trzy opowiadania, gdzie motywem przewodnim są Święta Bożego Narodzenia. Co ciekawe i z pewnością przyjemne w czytaniu, teksty są ze sobą powiązane miejscami i postaciami. Plusem jest również, jak podkreślają niemal wszyscy recenzenci, przede wszystkim specyficzny humor opowiadań. Książka w teorii kierowana do młodzieży, ale nikomu z nas nie zaszkodzi mała dawka niewinności i pierwszych sercowych zawirowań.



9. Zimowe sny >KLIK<

Choć chyba w życiu nie przeczytałam nic, co byłoby dziełem Evansa, to na tej liście pojawiają się aż dwie jego książki i o dziwo obie zbierają fantastyczne opinie. Moje stronienie od tych treści może być po części kierowane wyglądem okładek. Wiecie już o tym, że jestem wzrokowcem i choć wiem, że to trochę wstyd, to jeśli książka ma brzydką okładkę często nawet na nią nie spojrzę. I teraz tak: "Zimowe sny" z tego, co widzę po recenzjach są przykładem książki typu "miłość lub mdłości". Historia jest podnosząca na duchu, ale niektórym może wydać się przesłodzona. Jedni uważają, że za dużo w niej wątku o miłości, inni że za mało. Wszyscy są jednak zgodni z tym, że wzmianki o polskiej kuchni faktycznie ich ucieszyły, więc może dla nich samych warto sięgnąć po historię Josepha - głównego bohatera? Sama nie mogę się zdecydować...



10. Podaruj mi miłość >KLIK<

Zacznijmy od tego, że okładka tej sztuki absolutnie skradła moje serce. Co po pierwszych słowach pozycji wyżej może zwiastować wyłącznie morze chęci do czytania. Uwielbiam grafiki, w które włożono więcej pracy i serca niż pstryknięcie zdjęcia lub, co gorsza, ściągnięcie go z ogólnodostępnego stocka. Przechodząc jednak do treści książki muszę ostrzec tych, którzy uważają treści przeznaczone w teorii dla młodzieży za stratę czasu - otóż ta pozycja ma w sobie aż 12 opowiadań skierowanych właśnie do nich. Jak jednak wiecie fakt, że są to treści skierowane do młodszych czytelników mnie akurat raczej przyciąga, niż odrzuca, więc być może do nich sięgnę w tym roku. Szkoda tylko, że doba ma wyłącznie króciutkie 24 godziny...



11. Balsam dla duszy na Boże Narodzenie >KLIK<  

Tym razem uciekamy od rzeczywistości w stronę ciepełka dla duszy. I tutaj najwidoczniej tytuł zdecydowanie pasuje do treści między kartkami, bo wszyscy recenzujący podkreślają miłe uczucia towarzyszące lekturze. Dla mnie pozycja ta, to tegoroczny cel na świąteczne rozmyślunki, bo naprawdę cenię sobie pozycje w biblioteczce, które przynoszą czystą radość i przyjemne marzenia. Mam tylko nadzieję, że książka ta mnie nie zawiedzie, a jeśli tak będzie, to z pewnością dam Wam znać i włączę sobie "Dziennik Bridget Jones" wyrównując tym samym poziom świąteczności i zachwytu.




12. Morderstwo w Boże Narodzenie >KLIK<

Najlepsze zostawiłam na koniec! Klasyk odbiegający tematyką od poprzednich pozycji na liście. Trochę kryminału nigdy nie zaszkodzi, zwłaszcza, gdy mowa o dziele spod pióra mistrzyni gatunku. Sędziwy ród, znane nazwisko, skłócona rodzina, syn - czarna owca, nieznana dotąd wnuczka, wyścig po spadek i zabójstwo. Czyż nie brzmi to jak przepis na doskonałą dawkę zmienności, zagadki i niespodzianek? No rejczel! Nie wiem jak Wy, ale ja jestem absolutnie zakochana w twórczości lady Christie. Co nie zmienia faktu, że jej publikacji jest tyle, że nie udało mi się jeszcze przejść nawet przez połowę ich liczby. Do pozycji nieprzeczytanych należy również "Morderstwo w Boże Narodzenie" i ta też historia czeka już na mnie w koszyku jednej z internetowych księgarni.


Uf... ten post wyszedł nieco dłuższy niż sądziłam. Jak widzicie koniec końców wybrałam aż dwanaście pozycji nawiązując tym samym do symbolicznego odpowiednika tej liczby w kulturze świętowania Bożego Narodzenia. Na stole powinno być dwanaście potraw, przy stoliku nocnym dwanaście książek do przeczytania! Oczywiście żartuję... bo książek będzie więcej. W planach mam jeszcze post, o klasykach literatury ze świętami w tle (tu znajdzie się dużo pozycji literatury dla dzieci i młodzieży... jeśli nie będzie to właściwie post o tym) i jeszcze chciałabym Wam pokazać jakie bożonarodzeniowe nowości szykują dla nas wydawnictwa. Piszecie się na takie treści? Mam nadzieję, że tak, bo mnie samej przygotowywanie ich sprawia niezwykłą przyjemność. Pozostańcie w duchu świąt Bożego Narodzenia! Serwus, Ludu Książki!


piątek, 1 września 2017

Nicholas Sparks "Spójrz na mnie"

Post ten kieruję do kobiet, dziewcząt i facetek. Nie oszukuję się - wiem, że mężczyzn, którzy czytają literaturę kobiecą mogłabym policzyć na palcach jednej dłoni. Tak więc, Drogie Panie: każda z nas ma takie momenty w swoim czytelniczym życiu, że sięga po jakąś rzewną historyjkę typu on ją kocha, ona go też, ale ich rodzice nie zgadzają się na ten związek. Kazus Romea i Julii, aczkolwiek ja tam wolę, kiedy główni bohaterowie przeżywają tę przygodę. Albo chociaż jedno z nich. 

W każdym razie właśnie z taką myślą zdecydowałam się kupić najnowszą powieść Nicholasa Sparksa. Nie będę kłamała - kiedyś namiętnie czytałam te historie, czego dowodem jest jedna, mocno zmęczona ciężarem półka w moim pokoju w domu rodziców. Zobaczyłam na insta, że dziewczyny wrzucają zdjęcia nowej pozycji Sparksa i zdecydowałam się ją kupić. Może niekoniecznie ujęłabym przygodę z tytułem jako "żałuję za grzechy", ale drugi raz nie sięgnę po "Spójrz na mnie".

Zarysuję Wam fabułę, a potem szybko wytłumaczę dlaczego książka nie przypadła mi do gustu. 

Historia "Spójrz na mnie" wiruję wokół życia Marii i Colina. Ona, to ułożona pani prawnik, która właśnie rozwija skrzydła w swoim życiu zawodowym. On, prawdziwy fanatyk sportowy, pracujący na co dzień za barem, ale z wystarczająco ciekawą kartoteką, by mogli nakręcić film edukacyjny dla nastolatków. Los tak chciał, że ścieżki naszych bohaterów się ze sobą schodzą, a oni w ślad za nimi. Uczucie pojawia się powoli, ale bardzo wyraźnie. Radość, zaniepokojenie - można by rzecz, że pisarz przedstawia nam słownikowy obrazek zauroczenia. Problem jednak pojawia się, gdy na horyzoncie ćmi przeszłość Marii. Decyzje podjęte w poprzednim życiu (bardziej beztroskim i przejrzystym) odbijają się echem nawet po ucieczce do rodzinnych stron. Dziewczynę prześladuje ktoś, komu jej decyzje zaważyły na życiu i szczęściu. 

Rozwiązanie wątku wydawałoby się banalne, jednak problem tkwi w ostrożności jaką musi kierować się Colin. Jeden fałszywy ruch i trafi za kratki na długie lata, a razem z nim w gruzach legną marzenia o karierze nauczyciela. O próbie zmiany życia dzieciaków z problemami podobnymi do jego w przeszłości. Czy postawi pod znakiem swoją przyszłość, by zaopiekować się i ochronić Marię?

Zakończenia historii tych naszych dwóch sikorek, naturalnie Wam nie zdradzę, ale musicie przyznać, że po moich kilku słowach potraficie naprawdę sporo sobie z tej powieści sami wyobrazić. I, co przykre, pewnie dużo byście się nie pomylili wymyślając typową dla takich splotów akcji fabułę. O ile nie zawsze taki tor rzeczy mi przeszkadza, o tyle tym razem czytanie tejże pozycji było prawdziwą katorgą. Siedziałam nad nią na raty. Pierwsza połowa książki śmignęła szybciutko, bo poznawałam bohaterów. Natomiast druga część i końcówka, to niestety, dosłownie tygodnie... Nie byłam w stanie zmusić się do przeczytania jednocześnie więcej niż kilku stron i jeśli miałam możliwość, to sięgałam po inną pozycję. Denerwował mnie charakter naszej dwójki, irytowało to, że mogłam przewidzieć ich zachowanie i nadciągające wydarzenia. No niestety, jednym zdaniem: nie podobało mi się. 

Jak wiadomo zdanie me jest subiektywne, więc wiele z Was może się nie zgodzić z całym dzisiejszym wywodem. W każdym razie ja chyba odpuszczę sobie Sparksa jeszcze na jakiś czas, bądź wrócę do starych, dobrych i zniszczonych przelanymi łzami książek. 

Jeszcze na koniec muszę się Wam przyznać do jednego: filmowe adaptacje powieści Nicholasa Sparksa nigdy mnie nie zawiodły. Wiem o tym ile mogę od nich oczekiwać, a one w stu procentach spełniają moje wymagania. Trochę płaczę, trochę się śmieję, trochę ślinię na widok przystojnego aktora i o to dokładnie chodzi we włączeniu takiego filmu. By poczuć się jak nastolatka marząca o dorosłym życiu, prosto z odległych wyobrażeń o bogactwie, romansie, niebezpieczeństwie i nieskazitelnej stronie Ameryki, z jej białymi domkami i czystymi plażami. 

Kończę na dziś. Jeśli macie pomysł na jakiś fajny babski wyciskacz łez, to proszę o cynk. Ściskam Was najmocniej. Serwus, Ludu Książki!

wtorek, 1 sierpnia 2017

Cindia Williams Chima "Zaklinacz Ognia"

Ogień, to jeden z żywiołów rządzących światem. Niezależnie od tego czy mowa o naszej szarej rzeczywistości, czy o świecie stworzonym przez światowej klasy pisarkę. Obok namiętnej miłości to chyba najsilniejszy pierwiastek każdego życia, nic więc dziwnego, że przewodzi fabule powieści pod tytułem "Zaklinacz ognia".

Historię Adriana i Jenny rozpoczynamy od tragedii. Od śmierci, która przychodzi z różnych stron. Od śmierci, która jest bronią okrutników. Adrian sul'Han jest synem Wielkiego Maga i królowej Fellsmarchu. Jenna wychowuje się poza królewskim pałacem i od najmłodszych lat, co rano wędruje do kopalni, by tam z innymi dziećmi pracować do utraty tchu na rzeczy skarbca króla Ardenu – Gerarda Montaigne. Choć pewnie myślicie, że życie chłopaka musi być usłane różami, to zapewniam, że się mylicie. Ścieżki losu stawiają go w sytuacji niewiele lepszej niż wycieńczenie zabójczą pracą w pyle kopalni. Koniec końców Jenna nie musiała opuszczać rodziny....

Jak to bywa w życiu nieszczęścia się przyciągają, tak więc i Jenna z Adrianem trafili na siebie w decydującym o biegu życia czasie. Dziewczyna ma się w końcu dowiedzieć o sobie czegoś więcej, zgadnąć tajemnice ukrytą za znamieniem na szyi. Adrian zaś jest o krok od zrealizowania własnej zemsty, od uwolnienia świata z okrucieństwa najkrwawszego króla w dziejach. Czy jednak spotkanie to nie zaważy na losach misji? A co jeśli do historii obok nienawiści i strachu wkradnie się coś jeszcze?

Obie postaci są pełne charakteru. Jenna to odwaga, Adrian to zdecydowanie. Całe szczęście nie pozbawiano ich przy tym pierwiastka ludzkiego jakim jest strach, niepewność i rozdrażnienie. Szczególnie jednak podobały mi się postaci z dalszych planów. Żona okrutnego króla, generałowie jego wojska i szpiedzy. Cenię sobie, gdy pisarz nie skupia się wyłącznie na głównych bohaterach historii, ale obdarza charakterem też kolejne jednostki. Lubię doszukiwać się w nich ukrytego znaczenia myśli, zachowań i przeszłości.

Książkę dosłownie pochłonęłam (choć wiem, że trudno o tym tak sądzić, widząc jak długo zajęło mi napisanie recenzji). Ostatnio bardzo dużo zmian pojawiło się na mojej drodze i musiałam wybrać priorytety. Nie zamierzam jednak zaprzestawać pisania, bo to z kolei niezmienne zachęca mnie do czytania, szukania, szperania i odnajdywania nowości, bądź perełek. Wracając jednak do tematu mojego dzisiejszego stukania o klawiaturę. Serdecznie polecam Wam tę książkę. Przypominała mi nieco cykl o Eragonie i nie, nie ze względu na smoki. Raczej historia, jej osadzenie i postaci wydają mi się po prostu znajome. Aczkolwiek nie bójcie się, jak do tej pory nie pojawił się tu żaden elf.

Kończę na dziś. Życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna wspaniałego dnia, bądź wieczoru, lub po prostu spokojnej nocy :) Serwus, Ludu Książki!

poniedziałek, 31 lipca 2017

Ida Pierelotkin "Wenus w pietruszce"

Gośka Tkacz - samo brzmienie tego imienia niesie ze sobą pewne przypuszczenia o charakterze jego właściciela. Bo nie Małgorzata, nie Gosia, nie Małgosia, a Gośka! Gośka jest twarda, wie na czym świat stoi, jak postępować z chłopcami i dziewczętami. Wie jak walczyć o swoje, jak odszczeknąć i jak się przymilić. Ogólnie ma świat ogarnięty w stu procentach. Nie to, co jej koleżanki.

A jednak czegoś jej brakuje. Nie myślcie, że jest jakąś chorą romantyczką, co to, to nie! Ale fajnie byłoby mieć chłopaka, z którym można by wyjść wieczorem na film, albo pograć w kręgle. Zwłaszcza, jeśli wszyscy są zajęci w swoich parach i jesteś skazany na piątkowe siedzenie w pokoju i oglądanie seriali. Gośka nie ma zamiaru się do tego nikomu przyznawać, nawet najbliższym przyjaciółkom. To nie w stylu pięknej, zadbanej, odpicowanej jak milion dolarów Gośki. 

Co do przyjaciółek, to jedna z nich jest totalnie zafiksowana na punkcie eko-życia. Wiecie. Wegetarianizm, weganizm, ziółka, kasza, ciecierzyca i tak dalej. Co więcej, ta też postać chce wyciągnąć swoje dwie pozostałe koleżanki z paczki na obóz eko-świrów. Normalnie dziewczyny by się nie zgodziły, ale sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Kończy się gimnazjum, każda idzie do innego liceum, nie wiadomo co stanie się z wieloletnią przyjaźnią, trzeba skorzystać z ostatnich wspólnych wakacji. 

Tym sposobem dziewczęta ruszają w dwutygodniową wycieczkę na polską, wiejską dzicz. Łajno, krowy, zielsko i błoto. To tak w skrócie. Całe szczęście jest też na czym zawiesić oko! Gośka już na peronie Warszawy Centralnej zauważa wysokiego, tajemniczego chłopca i od tego momentu nie może oderwać od niego wzroku. Wiecie, to typ faceta, którego milczenie przyciąga każdą dziewczynę. Gdy więc Gośka zostaje wylosowana do pracy w parze właśnie z Baszkiem nie zamierzała nie wykorzystać tego cudownego zrządzenia losu! Okazuje się jednak, że przybliżenie się do chłopaka nie będzie tak proste, jak mogłoby się to wydawać. Zwłaszcza, że jego młodszy, bardziej przebojowy brat nie daje naszej bohaterce spokoju. Tkacz się nie poddaje i dalej knuje jak tu wykorzystać swój kobiecy wdzięk, by zainteresować starszego o kilka lat przyszłego studenta Akademii Sztuk Pięknych. 

Nic jednak nie idzie po jej myśli. Pojawia się dziewczę, które śmie z nią konkurować! Do tego jest to dziewczyna nosząca kolorowe, niedobrane ciuszki jakby dopiero co wróciła z podróży dookoła Afrykańskich wiosek ludów pierwotnych. A włosy, choć mają ładny kolor, to ułożenie ich pozostawia naprawdę wiele do życzenia. 

Zrządzeniem losu Baszko pewnego popołudnia nie wylogowuje się z fejsbuka, a wartę przy komputerze po nim obejmuje Gośka. Nie należy do osób wścibskich, ale sami musicie przyznać, że los sam podsuwa jej pod nos sposoby na to, by przekonać do siebie tego chłopaka. Wchodzi więc w wiadomości, a tam rozmowa z przyjacielem. Rozmowa o niej. Ale czy na pewno chciała zobaczyć takie słowa? Od tego momentu wszystko zacznie się naprawdę komplikować. Ale to już nie moja rola, żeby Wam o tym opowiadać. Żeby przekonać się o dalszych losach Gośki i jej wakacyjnego zauroczenia musicie sięgnąć po książkę. A uwierzcie mi, że warto!

To pierwsza powieść Idy Pierelotkin, którą miałam przyjemność przeczytać. "Wenus w pietruszce" napisana jest przyjemnym językiem - łatwym, ale nie trywialnym. Do tego autorka dołożyła kilka ciekawych uwag z zakresu istnienia w zgodzie z filozofią eco, raw i slow. Nie dajcie się zwieść historii, to powieść nie tylko o poszukiwaniu wzajemności w zauroczeniu. Tekst mówi również o szacunku do samego siebie, do wiary we własne możliwości i docenianie ludzi, którym naprawdę na tobie zależy.

Z tymi słowami Was zostawiam. Serwus, Ludu Książki!

  

Za książkę i możliwość jej zrecenzowania bardzo dziękuję Redakcji Wydawnictwa Akapit Press :) 

niedziela, 30 lipca 2017

Agnieszka Tyszka "Z lajkomierza Fryderyki"

Patrzę na statystyki z tego roku i jestem troszkę przerażona. Nieregularność z jaką umieszczam posty zarówno tutaj - na blogu, jak i w mediach społecznościowych (zwłaszcza ukochanym instagramie) jest przerażająca. Co gorsza taki bałagan mam nie tylko w książkach, ale i w pracy, szkole, domu, kalendarzu... Czasami siadam i zastanawiam się jak ludzie radzą sobie z całą masą obowiązków. Jak można pracować, dbać o dom, wychowywać dzieci i w tym wszystkim znaleźć jeszcze chwilę dla siebie? Ja nie mam połowy z tych spraw na głowie, a i tak ledwo daję radę. Nie poddam się łatwo, ale przyznaję, że chyba życie mnie ostatnio odrobinę przytłoczyło...

Przejdźmy jednak do istoty dzisiejszego wpisu - recenzji. Moje ukochane Wydawnictwo Akapit Press wysłało mi kilka dni temu dwie książki i o jeden z nich Wam teraz troszkę napiszę. Mowa o nowości pióra Agnieszki Tyszki, która to świeżynka nosi tytuł "Z lajkomierza Fryderyki". Wszyscy się pewnie teraz zastanawiacie czym jest ów "lajkomierz". Otóż, to najzwyczajniej w świecie blog naszej głównej bohaterki, która prócz pokazywania na nim zdjęć swoich niebanalnych - beżowych stylizacji zamieszcza również szybkie przemyślenia... musicie przyznać - Fika i ja mamy ze sobą coś wspólnego. 

Co może być gorszego niż siedzenie na jakiejś zapyziałeś wsi z niezbyt lubianą macochą i ojcem, którego i tak non stop nie ma w domu? Siedzenie w takim miejscu ze świadomością, że wszystkie koleżanki i blogowe konkurentki są w tym samym momencie w ciepłych krajach, a Twoja mama woli siedzieć w jaskiniach z nietoperzami niż z Tobą w domu, gdzie jest jej miejsce. Spójrzmy prawdzie w oczy - Fryderykę czeka naprawdę ciężki miesiąc, ale miejmy nadzieję, że na cyferce "jeden" się skończy. Skoro jednak nie ma innego wyjścia postanawia poznać nieco tę kupioną przez tatę ruderę. Skrzypiąca podłoga, zacieki na ścianach i sufitach, rozpadające się meble i wszędzie możliwe chyba wszystkie barwy różu. Bleh... Na szczęście podwórko wydaje się nieco przyjemniejsze, dużo w nim kwiatów, zielonych gąszczy i nikomu niepotrzebnych przedmiotów. Jak na przykład dziwna szklana kula, czy oranżeria i posąg kobiety bez głowy. Chociaż... to ostatnie może do czegoś się przyda. 

Fika nie jest zachwycona z obrotu jaki przyjęły wakacje w tym roku, jednak wydarzenia, które dzieją się w wioseczce, a zwłaszcza te, które bezpośrednio dotyczą dworku, w którym zamieszkali trochę jej ten urlop od szkoły urozmaicą. Musi przecież dowiedzieć się kto zostawił u nich na trawniku kamień z kartką z napisem "zdrajcy", kto leży na cmentarzu za domem, czyim duchem była zjawa, którą tam spotkała oraz kim były "kobiety z moich stron". W rozwiązaniu wszystkich tych zagadek pomogą jej koleje losu i przyjaciółki (nawet jeśli dotąd okazywały się być ignorantkami w postaci matki i macochy). 

Nie tylko Fryderykę w te wakacje czekają przełomy. Agatę - studentkę malarstwa, Urlike - dawną lokatorkę dworku i Elizę - nową głowę gospodarstwa również. Każda z nich odkryje w swoim życiu coś nowego. Każda z nich nauczy się czegoś nowego. Każda z nich zacznie inaczej patrzeć na swoje życie.

W tej książce najbardziej ujęło mnie spojrzenie na świat przez pryzmat oczu prawdziwych kobiet. Kobiet, które kochają, złoszczą się, czują strach, tęsknotę, obawy i wzruszenie. Przecież naszą największą siłą, rzekłabym nawet - supermocą są uczucia właśnie. Czyż to nie wspaniale, że nie boimy się ich okazywać, o nich mówić, uzmysławiać je sobie? Zarówno nasza nieco roztrzepana Fika, artystyczne dusze Elizy i Agaty, zamyślona Urlike i nawet matka Batmanka, to niezwykle silne kobiety. Każda z nich swój cokół kształtuje według własnego charakteru, buduje go z materiałów przez siebie wybranych i to wszystko widać podczas lektury "Z lajkomierza...". 

Jedyną zmianą, którą wprowadziłabym do powieści jest jej długość. Dla mnie książka jest odrobinę zbyt krótka. Miałam nadzieję na nieco więcej historii tajemniczej Urlike, na dalsze losy wątku: Batmanka-Fika-Macocha, na przekonanie się, że Agata prócz kobiet z przeszłości w swojej wystawie umieści również siebie samą i nową "kobietę z moich stron" - Elizę. Ale z drugiej strony może właśnie o to autorce książki chodziło? O niedokończoną historię, którą czytelnik może sobie wyobrażać, spekulować na jej temat? 

W każdym razie książkę serdecznie polecam, bo uważam, że jest świetną lekturą dla młodych dziewczyn, nastolatek, które kształtują swój charakter, szukają siebie. Dobrze jest pokazać im jak silne są kobiety, jak cel w życiu może przyjść niespodziewanie i jak to nie ma na świecie rzeczy, które miłość, przyjaźń i oddanie nie zmieniłyby w coś pięknego. Serwus, Ludu Książki!


  

        Za książkę i możliwość jej zrecenzowania bardzo dziękuję Redakcji Wydawnictwa Akapit Press :)