niedziela, 25 czerwca 2017

Małgorzata Musierowicz "Opium w rosole"

Za oknem upalnie i duszno, zanosi się na burzę, a ja na ten czas przeniosłam się w pełen śniegu i mrozu Poznań. Czy żałuję zmiany mikroklimatu? Nie! Dlaczego? Bo udało mi się na nowo poznać Genowefę Pompkę i (nie tylko moją) ukochaną Kreseczkę. 

Zacznijmy dla odmiany od początku. Poznań jest zimny i nieco smutny tego roku. Niby zima nie różni się niczym od poprzednich, a jednak świateł w oknach jakoś mniej. Na szczęście gdzieś po ulicach Jeżyc i teatralki spaceruje mały, zasmarkany krasnoludek. Tenże niezgrabny maluch niektórym poważnie działa na nerwy (Maciek Ogorzałka, Matylda Stągiewka, Ida Borejko, Sławek Lewandowski), innych zaś rozczula i może nieco niepokoi (Mila Borejko, Pani Lewandowska, Janina Krechowicz). Niezmiernie jednak ląduje w czyimś domu wesoło zapowiadając się na obiadek i wciągając go niczym mały gremlin, szokując mieszkańców swoją bezpośredniością i jawnym krętactwem. Wprowadza również w życie naszych poznańskich przyjaciół wiele niespodzianek, brojąc na sztuce w teatrze czy też paplając trzy po trzy, co jej ślina na język przyniesie. Kto by pomyślał, że kilka szczerych słów może tak zmienić kierunek wydarzeń?

Jeśli lubicie miłosne roszady, to z pewnością ta część cyklu Was zachwyci. Otóż mamy do czynienia z biegiem zauroczenia w układzie następującym: Lelujka kocha się w Kresce, Kreska w Maćku, Maciek (i cała masa innych chłopców) w Matyldzie, a Matylda w samej sobie, Sławek kocha Idę, Gabrysia próbuję odkochać się od Pyziaka, Piotr leczy się ze złamanego serca, a serce Pani Borejko jak i jej córek tęskni do ojca. Co do wysławionej Matyldy, to zawsze zastanawiało mnie czy faktycznie istnieją dziewczęta, które lubią łamać chłopięce serca ot tak, z wymyślonej zemsty, czy też dla zabawy. Pani Małgorzata potwierdza, że są, wierzę jej i trzymam kciuki za nawrócenie.

Tak samo smuci mnie historia naszej Malutkiej Genowefy, której zwyczajnie brakuje rodzicielskiej miłości. Wyobrażacie sobie byście za dzieciaka czuli niechęć do powrotu do domu tak silną, by przyprawiała Was o nerwobóle? To przerażające. Zawsze jednak jest nadzieja, bo świat w gruncie rzeczy nie jest taki zły, a ludzie, którzy wydają się pozbawieni uczuć, być może zwyczajnie nie potrafią ich ukazywać, lub się tego boją. Wystarczy wysławiony Eksperymentalny Sygnał Dobra, by wszystko się zmieniło, by wskoczyło na dobry tor, by ociepliło mroźny poranek Poznańskiego miasta.

"Opium w rosole" to chyba jedna ze smutniejszych, jeśli nie najsmutniejsza część Jeżycjady. I nie mówię tutaj wyłącznie o wątku  która ma miejsce bezpośrednio w treści powieści, ale również o króciutkich fragmentach lub nawet słowach, które obrysowują nam historyczną i polityczną sytuację w kraju. Tak się składa, że mój narzeczony jest historykiem i ja - dziewczyna, która wstyd się przyznać, ale przysypiała na lekcjach historii w liceum zaczęłam ją rozumieć, pojmować wagę wydarzeń nie tylko w odniesieniu do kraju, ale i pojedynczych jednostek. Paweł wytłumaczył mi wiele aspektów przekładając je własnie na miarę człowieka i teraz, czytając powieść Pani Małgorzaty na nowo zauważyłam tak wiele ukrytego, nie wypowiadanego na głos cierpienia i tęsknoty. Czytając zastanówcie się proszę nad tym, gdzie podział się Ignacy Borejko, gdzie są rodzice Kreski, dlaczego ludzie są zwalniani z pracy, dlaczego uczniowie się buntują. Zróbcie krótką analizę bazując na ówczesnej historii naszego kraju i zainteresujcie się tym, bo warto, bo nasi rodzice żyli w podobnych czasach i niektórzy z nich pamiętają podobne tęsknoty i złości.

Nie zamierzacie mnie chyba pytać czy polecam "Opium w rosole"? Wiecie doskonale, że "Jeżycjada", to moja ukochana seria, bo trafia wprost w uczucia, które potrzebują być ukojone lub celebrowane. Za każdym razem, gdy czytam którąkolwiek część w duchu dziękuję Pani Małgorzacie i modlę się o to, by pisała jak najwięcej i jak najdłużej. Czytajcie o Borejkach, Ludu Książki! Serwus!

środa, 21 czerwca 2017

12 książek idealnych na Dzień Ojca

Wiecie, sama złapałam się na tym, że było mi naprawdę ciężko zebrać dziewięć książek, które spodobałyby się mojemu Tacie i może też kilku innym. Męski gust prezentowy jest tak niesamowicie porozciągany w każdą stronę, że ciężko trafić tę jedną - jedyną. Nie wiem jak mężczyźni w Waszych domach, ale u nas nie tak łatwo im dogodzić, a to dlatego, że ze wszystkiego są zadowoleni. Byłoby dużo prościej gdyby chociaż raz nie trafić z prezentem, a innym razem tak super bardzo uszczęśliwić mężczyznę. Może wtedy człowiek wyczułby o co cho. Oczywiście dowcipkuję sobie tutaj do Was, mam nadzieję, że pojmujecie mój humor. W każdym razie... zrobiło się niezręcznie, więc przejdźmy do konkretów po prostu i jedziemy z tym koksem! 12 książek idealnych na Dzień Ojca ta-da!



Zacznijmy od wiadomości, że kolejność jest najbardziej losowa jak się tylko da, więc nie sugerujcie się trójkami poniżej, proszę. Pierwsze co wpadło mi do głowy z myślą o Panu Tacie był Sherlock Holmes i jego niesamowite historie. To klasyka, która wciągnie chyba każdego mężczyznę. Zagadki, niespodziewane zwroty akcji i niesamowity klimat powieści Arthura Conana Doylea to prezent sam w sobie. Skoro zaś o klasykach mowa, można również sięgnąć po polskie tegoż przykłady. Mój Papa jest absolutnych miłośnikiem Sienkiewicza. Są momenty kiedy oglądając z nim "Potop" na święta przez trzy minuty możemy być świadkami kunsztu aktorskiego Tatusia, który w pojedynkę bezbłędnie toczy rozmowę bohaterów. Odbiegając od tematu powieści, nazwijmy to kostiumowych, szybciutko przebiegamy do sagi, która z pewnością zainteresuje każdego fana fantastyki - "Pan Lodowego Ogrodu". Grzędowicz pisze lekko, ale nie banalnie. Świat przedstawiony w powieści wciągnął mojego Pawła na tyle szybko, że gotów był zarwać kilka nocek na dokończenie cyklu zatem jeśli Wasi ojcowie lubią historię łączące w sobie fantastykę i sci-fi, to śmiało!


Kolejna książka, która ma w sobie nieco fantastyki, ale nie tej czystej, nieco magicznej, ale historycznej, to "Korona śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej. Sama bardzo lubię sposób w jaki pisze autorka, przenosi nas w czasy rządów pierwszych władców Polski, przedstawia ich historie bardzo realistycznie i soczyście wtrącając w to wciągające wątki głównych bohaterów. Kolejne dwie pozycje, to chyba coś, co zna każdy miłośnik literatury (jeśli nie czytał tych powieści, to z pewnością o nich słyszał). "Inferno" Dana Browna oraz "Millennium, Co nas nie zabije" Davida Lagercrantza. Obie powieści opowiadają historię zagadki, każda jednak opiera się o inną podporę ciągu przyczyn i skutków. 



Dla Taty gatunku "kibic" warto sięgnąć po książkę, która będzie biografią znanego trenera lub sportowca. Sama wybrałam streszczenie z życia Alexa Fergusona, bo nazwisko nie jest mi obce, ale śmiało sięgnąć możecie po innego bohatera wcześniej podpytując taty, która drużyna jest jego ulubioną. Jo Nesbo i jego powieści, to prezent dla każdego pożeracza kryminałów. Nie znam chyba nikogo, komu książki tegoż pisarza nie przypadłyby do gustu. Ostatnią w tej części propozycją jest, może nieco zaskakująco, album. Ale nie zwykła książka z losowymi zdjęciami, tylko encyklopedia o kultowych autach świata. Który tata nie skusiłby się na marzenia przy takiej lekturze?


Ostatnie trzy propozycje otwiera świeżynka na rynku, czyli "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" Tomasza Marchewki, czyli powieść określana jako "łotrzykowa". Sama jestem bardzo ciekawa jej treści i wydaje mi się (czytając recenzje innych), że spodoba się ona każdemu, kto lubi historie oparte na mało eleganckich zbrodniach w zakamarkach ulic miast i miasteczek. W samym środku widzicie obrazek znany wszystkich miłośnikom kina - "Ojciec Chrzestny".  A teraz przyznajcie się, ilu z Was oglądało ten film, ale nigdy nie sięgnęło po książkę? Ja jestem jedną z tych osób i już wpisuję ją na swoje TBR, a Wam proponuję przedstawić rodzicielom tę pozycję w ramach drobnego prezentu w ich święto... bądź, co bądź, powieść ta ma słowo "ojciec" w tytule. Ostatnią propozycją jest po raz kolejny coś z naszego podwórka, czyli "Gambit Hetmański" Roberta Forysia. Księga z zespołu tak zwanych cegieł, ale którą mimo wszystko lekko się czyta. Jeśli zatem jesteście pewni, że zainteresujecie swojego tatę politycznymi zagwostkami czasów Sobieskiego, to będzie to punkt w dziesiątkę.


Więc poznaliście już moje propozycję prezentu na Dzień Ojca. Macie jakichś swoich faworytów, a może wybierzecie którąś z pozycji wyżej? Dajcie mi koniecznie znać. Ja uciekam uczyć się do ostatniego egzaminu w tym roku akademickim - historia architektury. Trzymajcie za mnie kciuki, proszę. Serwus, Ludu Książki!


środa, 7 czerwca 2017

Jessie Burton "Miniaturzystka"

Słowem wstępu: siedzę właśnie trzeci dzień zdychając z powodu przeziębienia. Nie byłam chora już od jakiegoś czasu i bardzo sobie chwaliłam ten stan, ale ostatnio miałam tyle stresów i zadań do wykonania "na już" (czytaj całe dnie przed komputerem walcząc z AutoCadem i 3DSmaxem), że jak tylko oddałam część projektów i mogłam odetchnąć, adrenalina zeszła osłabiając odporność. Każdy z Was z pewnością przeszedł przeziębienie latem. Gorąco na dworze, a Tobie raz zimno, raz upalnie. Znajomi chodzą na wieczorne imprezy, popołudniowe spacery i tym podobne, a Ty leżysz w łóżku pocąc się niemiłosiernie z fortyfikacją stworzoną z zasmarkanych chusteczek. Na szczęście w podobnym stanie mogę wykonywać kilka czynności, w tym czytać i pisać, więc oto recenzja!

Po tym jak utonęłam w morzu miłości do Jessie Burton po przeczytaniu "Muzy" czułam, że i sławna "Miniaturzystka" z pewnością mnie nie zawiedzie. Nie myliłam się. Czekałam długo, bo dopadła mnie sesja i pustka w portfelu, ale gdy zaczęłam lekturę już od pierwszych stron zaintrygowała mnie historia kryjąca się za charakterem domu, do którego trafiła młodziutka Nella

Ale, ale, zacznijmy od początku, bo jak zwykle się zapędzam i potem brak logicznej ścieżki myśli. Petronella Oortmann - dziewczyna, która wprowadza nas do świata kupieckiego Amsterdamu, to świeżo zaślubiona żona jednego z najznakomitszych nazwisk w mieście. Jednak wraz z mężem Nella otrzymuje zestaw powiększony o pruderyjną, świętoszkową szwagierkę - Marin, pyskowatą służącą - Cornelię i czarnoskórego parobka - Otto. Powiedzmy, że świat, w którym się pojawiła zupełnie nie sprostał jej oczekiwaniom, ani temu czym napełniła jej głowę matka. Brak nocy poślubnej, wieczny post, surowość w kontakcie z nowo wkupioną rodziną i dziwne tajemnice nie dają Nelli w pełni cieszyć się nową, życiową drogą. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy w prezencie ślubnym otrzymuje ona nie upojną noc, a miniaturowy domek dla lalek. Czy to żart? Brak szacunku? Nella przecież nie jest już małą dziewczynką, by bawić się czymś takim! Postanawia jednak brnąć w tę nieśmieszną groteskę. Wyrusza w poszukiwaniu rzemieślnika, który pomoże jej wypełnić podobiznę domu męża meblami i innymi niezbędnymi przedmiotami. W zamian natrafia na kobietę, która wzrokiem zdaje się przeszywać jej duszę. Naszej bohaterce nie dane jest jak dotąd dowiedzieć się kim jest tajemnicza blondynka, a sama tajemnica nie jest już tak ważna. Jej życie z dnia na dzień komplikuje się coraz bardziej. Dowiaduje się rzeczy, których nikt się nie spodziewał, i które w mieście takim, jak Amsterdam są absolutnie niedopuszczalne i karane najwyższą z możliwych pokut. Gdzie swój czas spędza wiecznie nieobecny Johannes? Czego dowodem są przedmioty znalezione w pokoju Marin? I czy zabawki przesyłane jej przez tajemniczego Miniaturzystę są pewnego rodzaju magią?

Pytań bez odpowiedzi pozostawiam wiele. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale odkrycie odpowiedzi na nie, całkowicie pozbawi Was przyjemności lektury, która de facto najeżona jest niemal nieosiągalną ilością zwrotów akcji. Czytało się to wszystko z prawdziwą przyjemnością i chęcią przedłużania ciągu historii mimo dobiegającej już trzeciej nad ranem. Postacie są barwne - ani jednej z nich nie można wrzucić do worka z napisem "bez wyrazu". Nawet bohaterów trzeciego planu i dalej jesteśmy w stanie poznać dzięki zachowaniu opisanym przez autorkę powieści. Obserwujemy również życiową metamorfozę Nelli, której narracja prowadzi nas przez całą historię. Wszystko to fantastycznie podkreślone jest tajemnicą i nutką czegoś, co nazwałabym magią. Podobny sposób szycia płótna doskonałej powieści porównałabym do twórczości Zafona. Wiem, że część z Was (zwłaszcza miłośnicy tegoż pisarza) zaczną się ze mną w tej kwestii spierać, ale będę Wam wdzięczna jeśli pozwolicie mi otwarcie wygłaszać własną opinię, w końcu po to powstał ten blog.

Otwarte zakończenie uważam za strzał w dziesiątkę. Cenię sobie, gdy pisarz dzieli się ze mną powieścią, pozwalając poprowadzić jej dalszy scenariusz drogą, którą sama sobie wybiorę. Z utęsknieniem czekam na kolejną powieść Jessie Burton, a Wam serdecznie polecam książki tej autorki dostępne na naszym rynku wydawniczym. Serwus, Ludu Książki!