piątek, 27 maja 2016

Emilia Kiereś "Haczyk"

Znacie moją sympatię do literatury młodzieżowej.Nie wiem od czego to zależy, ale znajduję w lekturze takich pozycji pewne odprężenie i zwyczajną ekscytacje losami młodych bohaterów. O tym fakcie wie również wydawnictwo Akapit Press KLIK, które znów podesłało mi do zrecenzowania dwie książki. Z pierwszą z nich wstrzelili się dosłownie idealnie zważywszy na mój ostatni post o "Jeżycjadzie". Jest to najnowsza powieść Emilii Kiereś KLIK pt. "Haczyk". Autorka jest córką Małgorzaty Musierowicz i na pewno odziedziczyła po mamie zarówno doskonale opanowany warsztat pisarski jak i tworzenie pięknej oprawy graficznej do własnych tekstów. Różnice między pisarkami wyznacza jednak tematyka powieści. Musierowicz skupia się raczej na życiowej rzeczywistości, zaś Kiereś dodaje do niej nieco magii, niesamowitości i tajemniczości.
"Haczyk" przenosi nas w trzy miejsca: w czasy tuż przed Drugą Wojną Światową, w lato roku 2012 i w przestrzeń zamieszkującą przez Mojry. Ze świata tych ostatnich pochodzi też tytułowy haczyk, który jest przedmiotem używanych w ostateczności, gdy bieg nici ludzkich istnień zbyt się komplikuje i zagrażają losom świata. Jak już możecie się domyślić wszystkie trzy linie fabularne w pewnym momencie się splotą.
Ale przejdźmy do konkretów. Przez lata przedwojenne prowadzi nas historia Huberta - młodego miejskiego zgrywusa, fascynata chemią, siostrzeńca zegarmistrza, syna chorującej na serce matki i ojca, który jest architektem. Chłopak pewnego sierpniowego wieczoru znajduje na ulicy piękne turkusowe szkiełko i to zupełnie odmienia jego młodzieńcze życie. Dzięki pomocy wuja Hubert instaluje szkiełko w aparacie ojca i zagląda zarówno w przeszłość jak i przyszłość. Niestety widmo nadchodzącej wojny i chaos związany z ucieczką z miasta zmuszają rodzinę Huberta do pozostawienia aparatu z magicznym obiektywem w zamkniętym na cztery spusty mieszkaniu.
Lato 2012 roku zaś, to historia Karola i Weroniki, współczesnych nam nastolatków. Mieszkają w tej samej kamienicy, ale dzieli ich zupełnie różna historia rodzinna. Weronika wychowuje się z rodzicami i dwojgiem młodszego rodzeństwa w domu wiecznie pełnym zgiełku. Zaś Karol po wypadku samochodowym ojca zostaje sam z mamą-pielęgniarką i próbuje uporać się z uczuciem pustki i smutku Łączy ich jednak dziwny splot wydarzeń i chęć rozwiązania zagadki tajemniczej limuzyny.
Naturalnie oba wątki wraz ze wzrostem cyferek na kartkach książki zaczynają do siebie idealnie pasować, wypełniać luki, wyjaśniać siebie nawzajem. Więcej nie chcę zdradzać, żeby nie zabierać przyjemności z samej lektury. Czytając miałam wrażenie, że Kiereś pisze o Warszawie. Wiecie, taki sentyment miasta, w którym się mieszka i które samo w trakcie Drugiej Wojny Światowej było świadkiem ludzkiego okrucieństwa. Jednak dopiero pod koniec zorientowałam się, że nigdzie właściwie nie podano żadnych nazw własnych. Dzięki temu każdy czytelnik może wyobrazić sobie podobną kamienicę w swoim mieście. Doskonały chwyt. 
Historię pożarłam w jeden wieczór. Szczerze mogę przyznać, że naprawdę nie miałam ochoty nawet na chwilę od niej odchodzić i trochę się zmartwiłam gdy był już koniec. Polecam ją każdemu, zwłaszcza dorosłym, którzy zastanawiają się nad prezentem na koniec roku dla swojego młodszego nastolatka. Dziękuję jeszcze raz Akapit Press KLIK za egzemplarz i czekam na kolejną powieść Emilii Kiereś! Serwus!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz