środa, 26 kwietnia 2017

Terry Pratchett "Wolni Ciut Ludzie"

Jak się grzecznie pytam: gdzie jest ta wiosna?! Zimno okropnie, rano wstawać się nie chce i jakoś tak bolą człowieka wszystkie mięśnie. Całe szczęście już za kilka dni będzie można porządnie skorzystać z majówki i odpocząć, coś poczytać i w ogóle. Planuję też w drugi weekend maja zrobić sobie w końcu pierwsze wagary tego roku. Wszyscy doskonale o tym wiemy, ale przypomnę: jeśli można mieć dwie nieobecności, to należy je wykorzystać. Tak jest! 

A teraz do rzeczy! Bo znowu opowiadam o czymś, co nikogo nie interesuje... Dziś kolejny raz na łamach tegoż bloga będzie mówione o Terrym Pratchettcie (jak to się odmienia?). Udało mi się zainteresować nim mojego dwunastoletniego siostrzeńca, który (jak większość chłopców w jego wieku) raczej średnio ma ochotę siedzieć w domu i czytać. Jest to zatem dowód na to jak dobre są to historie! Ukradłam mu zatem "Wolnych Ciut Ludzi" i tak to dzięki Młodemu mam możliwość napisać o tej książce kilka słów. 

"Wolni Ciut Ludzie" to pierwsza część cyklu opowiadającego o życiu młodej czarownicy - Tiffany Obolałej. Poznajemy ją w środowisku naturalnym, czyli na gospodarce, wśród owczego sera i wełny. Tiffany to bardzo rozumna dziewczynka - potrafi patrzeć, wyciągać wnioski i nie boi się byle czego. Nic więc dziwnego, że to właśnie ją Kreda wybrała sobie jako czarownice, choć Panna Tyk jest zdania, że to zbyt krucha skała, by mogła mieć jedną. No nic. Rzecz jest raczej w tym, że w świecie Tiffany zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Pojawiają się stwory z książek i koszmarów, no i ktoś kradnie jej młodszego braciszka, który owszem czasami bywa co najmniej problematyczny, ale jednak wszyscy za nim tęsknią. Całe szczęście z pomocą przychodzi jej klan piktali (niebieskich ludków, w szkockich kitlach i rudych włosach). Co zrobiłaby Babcia Obolała, która stała się w Kredzie prawdziwą legendą i Tiffany, bądź co bądź, okropnie za nią tęskni? Nikt tego tak naprawdę nie wie, babci nie ma, a młoda jeszcze-nie-czarownica musi natychmiast zacząć działać. Chwyta więc pod pachę książkę o owcach, patelnię w dłoń i żabę pozostawioną przez Pannę Tyk, i rusza odzyskać brata! Z kim jednak przyjdzie jej walczyć, jakie przygody czekają ją po drodze i kim właściwie jest kelda i tajemnicza królowa, której imienia nie wolno wymawiać? Wszystkiego dowiemy się czytając "Wolnych Ciut Ludzi". Jedno jest pewne: Tiffany łatwo skóry nie odda i nie widzi innego scenariusza jak tylko powrót z bratem do płaczących matki i ojca. 

Muszę się Wam przyznać, że wprost uwielbiam tę dziewuchę! Jest tak dzielna i rozumna, że sama chciałabym mieć w sobie tyle zacięcia, co mała Tiffany. Doceniam też cały świat jej towarzyszący - tych nie do końca świadomych ludzi, mądrych i jednocześnie infantylnych Nac Mac Feeglów oraz czarownice, które są tak cudowne w swojej normalności. Już czatuję, żeby zawinąć siostrzeńcowi kolejną część i zapomnieć o ludziach w zatłoczonym autobusie dzięki Światowi Dysku.

Innymi, zdecydowanie krótszymi słowy: polecam, polecam, polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz