Ogień, to jeden z żywiołów rządzących światem. Niezależnie od tego czy mowa o naszej szarej rzeczywistości, czy o świecie stworzonym przez światowej klasy pisarkę. Obok namiętnej miłości to chyba najsilniejszy pierwiastek każdego życia, nic więc dziwnego, że przewodzi fabule powieści pod tytułem "Zaklinacz ognia".
Historię Adriana i Jenny rozpoczynamy od tragedii. Od śmierci, która przychodzi z różnych stron. Od śmierci, która jest bronią okrutników. Adrian sul'Han jest synem Wielkiego Maga i królowej Fellsmarchu. Jenna wychowuje się poza królewskim pałacem i od najmłodszych lat, co rano wędruje do kopalni, by tam z innymi dziećmi pracować do utraty tchu na rzeczy skarbca króla Ardenu – Gerarda Montaigne. Choć pewnie myślicie, że życie chłopaka musi być usłane różami, to zapewniam, że się mylicie. Ścieżki losu stawiają go w sytuacji niewiele lepszej niż wycieńczenie zabójczą pracą w pyle kopalni. Koniec końców Jenna nie musiała opuszczać rodziny....

Obie postaci są pełne charakteru. Jenna to odwaga, Adrian to zdecydowanie. Całe szczęście nie pozbawiano ich przy tym pierwiastka ludzkiego jakim jest strach, niepewność i rozdrażnienie. Szczególnie jednak podobały mi się postaci z dalszych planów. Żona okrutnego króla, generałowie jego wojska i szpiedzy. Cenię sobie, gdy pisarz nie skupia się wyłącznie na głównych bohaterach historii, ale obdarza charakterem też kolejne jednostki. Lubię doszukiwać się w nich ukrytego znaczenia myśli, zachowań i przeszłości.
Książkę dosłownie pochłonęłam (choć wiem, że trudno o tym tak sądzić, widząc jak długo zajęło mi napisanie recenzji). Ostatnio bardzo dużo zmian pojawiło się na mojej drodze i musiałam wybrać priorytety. Nie zamierzam jednak zaprzestawać pisania, bo to z kolei niezmienne zachęca mnie do czytania, szukania, szperania i odnajdywania nowości, bądź perełek. Wracając jednak do tematu mojego dzisiejszego stukania o klawiaturę. Serdecznie polecam Wam tę książkę. Przypominała mi nieco cykl o Eragonie i nie, nie ze względu na smoki. Raczej historia, jej osadzenie i postaci wydają mi się po prostu znajome. Aczkolwiek nie bójcie się, jak do tej pory nie pojawił się tu żaden elf.
Kończę na dziś. Życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna wspaniałego dnia, bądź wieczoru, lub po prostu spokojnej nocy :) Serwus, Ludu Książki!
Książkę dosłownie pochłonęłam (choć wiem, że trudno o tym tak sądzić, widząc jak długo zajęło mi napisanie recenzji). Ostatnio bardzo dużo zmian pojawiło się na mojej drodze i musiałam wybrać priorytety. Nie zamierzam jednak zaprzestawać pisania, bo to z kolei niezmienne zachęca mnie do czytania, szukania, szperania i odnajdywania nowości, bądź perełek. Wracając jednak do tematu mojego dzisiejszego stukania o klawiaturę. Serdecznie polecam Wam tę książkę. Przypominała mi nieco cykl o Eragonie i nie, nie ze względu na smoki. Raczej historia, jej osadzenie i postaci wydają mi się po prostu znajome. Aczkolwiek nie bójcie się, jak do tej pory nie pojawił się tu żaden elf.
Kończę na dziś. Życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna wspaniałego dnia, bądź wieczoru, lub po prostu spokojnej nocy :) Serwus, Ludu Książki!