środa, 27 kwietnia 2016

Nowości na półkach 04.2016

Jeśli chodzi o zakupy, to zawsze uruchamia się we mnie prawdziwy łowczy. Kocham posiadać książki, patrzeć na nie, kolekcjonować, układać kolorystycznie, tematycznie, według nazwisk autorów. Wpisywać je na listę w excelu i patrzeć jak cyferki biegną w górę. To chyba nazywa się "bibliofilstwo". W każdym razie nie możemy zapomnieć o tym, że jestem też studentem płacącym czesne, rachunki, potrzebującym od czasu do czasu coś zjeść. Dlatego zawsze porównuję ceny książek, które chciałabym kupić. Sprawdzam popularne księgarnie (a właściwie to, czy mają promocje), potem sprawdzam ceny samego wydawnictwa, porównuje ceny z bonito.pl, sprawdzam allegro jeśli książki zniknęły ze sklepowych półek i warszawskie antykwariaty. 
Samo szukanie książek to już duża frajda, a kupno i rozpakowywanie paczki można określić jako małą euforię. Jeśli chodzi o nowości, to przyznaję, że najpierw sprawdzam je w empiku lub matrasie, żeby spojrzeć czy w ogóle mnie interesują, przeczytać jedną lub dwie strony. Sprawdzam też recenzje na lubimyczytać.pl. Wszystko zapisuję na liście książek, które zamierzam zdobyć i potem atakuję w zależności od możliwości portfela.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy kupiłam tylko/aż cztery pozycje.


1. Po "Lepiej. 21 strategii, by osiągnąć szczęście" Gretchen Rubin (wydawnictwo ZNAK) sięgnęłam głównie za sprawą Radzki, która opowiadała o niej w jednym ze swoich filmików o inspiracjach miesiąca. Nie jestem fanem poradników, ale ten podobno jest inny, mniej filozoficzny, bardziej praktyczny. Chcę sprawdzić czy faktycznie i czy jestem w stanie poprawić coś w swoim życiu dzięki słowom tam zawartym. Jestem mało zorganizowana i strasznie nad tym ubolewam, więc każda pomoc w ogarnięciu się będzie pomocna.
Skąd: bonito.pl


2. "Pierogi nie tylko po polsku" Aliny Stradeckiej (wydawnictwo Świat książki), to pierwsza pozycja w planowanym przeze mnie zbiorze książek o pierogach, których jest psychofanem. Uwielbiam tę potrawę z całych sił i od kiedy pamiętam. Sama nie jestem mistrzem w ich tworzeniu, ale kiedyś jak będziemy mieli już nową kuchnie chętnie się za nie wezmę! Póki co zbieram! Zbieram namiętnie książki o pierogach!
Skąd: księgarnia stacjonarna Dedalus Nowy Świat



3. O tej pozycji słyszałam już niejednokrotnie i podchodziłam do zakupu również kilka razy. "Człowiek z Wysokiego Zamku" Philip K. Dick (wydawnictwo Rebis), to klasyka literatury i wielu znajomych mi ją polecało. Nie mogłam więc powstrzymać się od kupienia egzemplarza. Zwlekałam jednak z zakupem, bo czekałam na jakąś atrakcyjną ofertę cenową. Niestety nic się nie pokazywało, więc kupiłam w regularnej cenie i od wczoraj stoi na półce czekając na swoją kolej przeczytania.
Skąd: bonito.pl



4. "Musieć posiadać" każdego studenta architektury. Dlatego pojawiła się na moich półkach i też dlatego, że jest fantastycznie wydana i naprawdę pomaga w nauce/zrozumieniu stylów architektonicznych. "Style w architekturze" Wilfrieda Kocha (wydawnictwo Świat książki) polecona mi przez wykładowcę historii architektury, będzie niezbędna podczas sesji.
Skąd: bonito.pl



Finito na temat zakupów ostatnich tygodni. Z wszystkich pozycji jestem zadowolona i nie żałuję wydanych pieniędzy. Jeśli chcecie podzielić się ze mną swoimi ostatnimi zdobyczami, piszcie śmiało! Dość mam pisania na dziś, wracam do czytania. Serwus!

wtorek, 12 kwietnia 2016

biblioteczne perełki - "Dzieje Powszechne"

Każdy w swoim zbiorze trzyma kilka ciekawych perełek. Sama takie skarby dziele na dwie grupy. Pierwsza to egzemplarze, które mają dla nas dużą wartość sentymentalną z powodu ukrytej między kartkami dedykacji od bliskiej osoby lub ze względu na notatki na marginesach napisane przez pierwszego właściciela. Druga grupa, to książki, które są cenne ze względu na rok wydania, autora, ilość wydanych egzemplarzy, okładkę, itp. 
"Dzieje powszechne dla seminaryów nauczycielskich część druga od początku wieku XVI do czasów najnowszych" Aleksandra Barwińskiego należy do przegródki książek wartościowych ze względu na rok i miejsce wydania. Nakładem C.K. Wydawnictwa Książek Szkolnych we Lwowie została ona wydana w 1912 roku, czyli ponad sto lat temu. Książka nie należy do mnie, tylko do mojego Ukochanego, ale z racji dzielenia pasji do czytania, wspólnie wypełniamy półki w mieszkaniu. Jak zobaczycie na zdjęciach niżej książka ma też swoją historię podróży wybitą na pierwszej stronie. Jeśli wierzyć pieczątce była kiedyś własnością Państwowego Seminarium Żeńskiego w Lesznie, którego zdjęcie również zamieszczę pod postem. Nie udało mi się przeczytać jej od deski do deski, ale fragmenty pokazują charakterystyczną dla początków XX wieku szlachetność językową. W cudowny sposób formułowano kiedyś zdania i używano słów, które uważane są dziś za dalece przestarzałe nad czym sama strasznie ubolewam, bo przecież brzmią tak pięknie. 
Dla ciekawych Aleksander Barwiński żył w latach 1847-1926 i z zawodu był historykiem. Działał w ukraińskim ruchu narodowym, a w 1918 został ministrem wyznań i oświaty rządu Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. (źródło: Encyklopedia PWN)
To chyba koniec dzisiejszego pisania. Niżej zostawiam kilka zdjęć naszej perełki, która całe szczęście jest w naprawdę dobrej formie. Kto nie lubi zapachu starych książek i koloru wiekowych kartek?





                                          Seminarium Żeńskie w Lesznie, źródło: fotopolska

sobota, 2 kwietnia 2016

Terry Pratchett "Kolor magii"

Postanowiłam kontynuować moje zauroczenie Pratchettem i sięgnąć po książkę, która kiedyś mnie pokonała. Wcześniej jednak z ciekawości dotarłam do wiadomości dotyczących zarówno pisarza jak i jego twórczości, o których nie było mowy w "Kiksach klawiatury" (który to zbiór esejów przekonał mnie w ogóle do ponownego spróbowania historii ze Świata Dysku). Okazało się, że typowo dla mnie zaczęłam czytać nie od początku a bardziej od końca cyklu, gdyż dzieje Akwili są ostatnim podcyklem Świata Dysku. Co więcej sam "Kapelusz pełen Nieba" też jest środkową powieścią podcyklu... Kiedy ja się nauczę sprawdzać informację przed, a nie w trakcie czytania? Postanowiłam jednak poprawę i postaram się tej obietnicy dotrzymać, nie wiem tylko czy czytać kolejno według cykli czy może według roku wydania. To jest jeszcze kwestia do ustalenia.
Wracając do "Koloru magii", jest ona pierwszą powieścią cyklu Świata Dysku i pierwszą częścią podcyklu o Rincewindzie. Tutaj proszę o gromkie gratulacje dla mnie, gdyż w końcu sięgnęłam po początek! Wydana w 1983 roku, w Polsce przekładu doczekała się dopiero ponad dziesięć lat później w 1994. Trudno się dziwić, w tamtych czasach wszystko docierało do nas z niemałym opóźnieniem.
Rzecz krąży wokół pechowego maga Rincewinda, któremu nie udało się nigdy ukończyć Niewidzialnego Uniwersytetu i sam potrafi rzucić tylko jedno zaklęcie. Na swej raczej smutnej drodze życia spotyka Dwukwiata - turystę bardzo zamożnego i bardzo nierozsądnego posiadającego mimo wszystko szczególnego osobistego goryla w postaci skrzyni podróżnej z setką małych nóżek i własnym rozumem. Otóż ten oto Dwukwiat przyjechał żeby poznać prawdziwe życie miasta ze wszystkimi jego bójkami, złodziejami, nożownikami, bohaterami i pijatykami, których nasz kochany mag starał się przez całe swoje życie omijać bokiem. Normalnie Rincewind pożyczyłby trochę złota z kuferka turysty i odjechał daleko zanim ktokolwiek by się spostrzegł jednak ze względu na porywczy charakter magicznej walizy (ostatni złodzieje zostali przytrzaśnięci wiekiem wpół  w sposób ostateczny) oraz zaangażowania w to wszystko patrycjusza musiał zmienić nieco swe plany i dalej towarzyszyć poznanemu mężczyźnie w podróży. Jakby tego było mało tłem do całej opowieści jest postać Śmierci, który charakteryzuje się zaiste "czarnym humorem".
"Kolor magii" jest doskonałą komedią fantastyczną. Uśmiałam się w głos kilkukrotnie, zawsze zachwycona błyskotliwością Pratchetta. Odniesienia do współczesności, na przykład tłumaczące działanie ubezpieczeń i związanych z nimi zbiegów okoliczności są idealnie w punkt. Kończąc moje wywody chciałam tylko dać znać, że lektura przyniosła mi wiele radości i zachęcam tych, którzy jeszcze jej nie czytali do sięgnięcia po "Kolor magii", bo po prostu warto.