niedziela, 25 grudnia 2016

Małgorzata Musierowicz "Noelka"

Musiałam... Musiałam zaburzyć odrobinę kolejność recenzowania mojej ulubionej serii na rzecz historii kochanej Elki. Myślałam, że może dam radę w naturalny sposób przedrzeć się przez wszystkie części idealnie tak, by "Noelka" wypadła tuż przed Wigilią, ale się nie udało. Wiem, że mi wybaczycie i wiem też, że już nie możecie się doczekać, aż przestanę pisać zapchajdziury i skupię się jednak na Poznaniu roku 1991, czyli rok przed moimi urodzinami. Zacznijmy więc!
Znów witamy się z zimowym Poznaniem, tym razem jednak zamiast śniegu pełno z nim szarego deszczu. Elka jest nastolatką i mieszka z trzema nadopiekuńczymi mężczyznami - dziadkiem, jego bratem i swoim ojcem. Jest ukochaną córką i wnuczką wszystkich panów, więc sam fakt tego, że dorasta i przestaje być małą dziewczynką może być dla nich nad wyraz bolesny. Zwłaszcza jeśli do domu puka chłopak o zdecydowanie zbyt egzotycznej ksywce i różowej grzywce. Na szczęście drzwi otwiera mu Metody i zapobiega katastrofie. Tak przynajmniej sam sądzi... bo Elka, gdy tylko dowiaduje się o odstawieniu Baltony z kwitkiem (tego tajemniczego i wyczekiwanego Baltony!) wpada w prawdziwą furię. Wypada z domu, biegnie przez deszczowy Poznań, dopada podziemia i wyrzuca wszystkie żale prosto w twarz niczemu niewinnej Terpentuli - starej przyjaciółki dziadków, którą zaprosili na Wigilię bez jej zgody (podli!).
Mimo wypowiedzianych w gniewie słów, które odbijają się zgagą i powodują nieprzyjemne uczucie spaprania sprawy, wizja spotkania się z Baltoną koi zszargane emocje. Jednak zamiast buntownika na harleju Elka poznaje bliżej rodzinę Borejków, w szczególności zaprzyjaźniając się z Gabrysią, a potem Tomcia Kowalika, który proponuje jej pracę... dziwny chłopak, ale właściwie, czemu nie? Do mieszkania i tak nie wróci, za żadne skarby! Tam przecież nikt nie liczy się z jej zdaniem! Niech sobie świętują bez Elki!
Jaka to praca, jakie przyniosła ze sobą niespodzianki i czego Elka nauczyła się w tę Gwizdkę odkryjecie jeśli tylko sięgnięcie po "Noelkę". To nie tylko opowieść o nastolatce, która powoli odkrywa świat, ale również (na przykładzie dziadków) jest to historia o błędach, które niewyjaśnione bolą przez wiele lat. 
Poza tym wracamy do przyjaciół z poprzednich części "Jeżycjady". Uwierzycie, że ten wysoki, zabawny Tomek, to ten sam szczerbaty Tomcio, którego poznajemy w "Kłamczusze"? Poza tym Ida bierze ślub! Prawie zapomniałam o tym wspomnieć! Charakterystycznie dla Borejków nie obejdzie się bez przygód. Uśmiejecie się - gwarantuję! 
Jeśli szukacie opowieści z morałem, czegoś, co przybliży ducha świąt Bożego Narodzenia, przypomni co w życiu jest najważniejsze i jakimi wartościami powinien kierować się każdy z nas, to koniecznie sięgnijcie w tę Gwiazdkę po "Noelkę". Ta powieść jest kwintesencją duchowego ciepła! Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, Ludu Książki!



wtorek, 20 grudnia 2016

Wesołych Świąt!

Dziś odrobinę mniej książkowo. Wrzucam Wam szybki przegląd zdjęć ze świętami w tle (mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe?).  Sama lubię czasami po prostu pooglądać zdjęcia, poszukać inspiracji. Ale nie martwcie się! W trakcie świąt pojawi się również recenzja, albo nawet dwie o tle zimowo-świątecznym. A teraz, bez zbędnego gadania, zapraszam do oglądania!



Pierniczki z przepisu niezastąpionej Pani Dorotki z Moje Wypieki. Samo wyrobienie ciasta zajęło mi chwilkę, przepis jest prosty i doskonale napisany, więc każdemu musi się udać jeśli będzie postępował po kolei zgodnie z poleceniami Pani Doroty. To był pierwszy raz kiedy piekłam pierniki i jestem z siebie mega dumna! 



Polukrowane i bynajmniej nie do zjedzenia (nie ma w rodzinie takiego łasucha, żeby poradził sobie z ilością słodyczy w prezentowanych egzemplarzach). Jadą do moich rodziców i zagoszczą na tegorocznej choince. Będą pięknie się prezentowały, jestem pewna!


Przywitajcie się ze Stasiem - prezentem od mojej przyjaciółki. Ania tak dobrze mnie zna. Piszczałam przez pięć minut kiedy odpakowałam prezent! Uwielbiam takie drobiazgi z duszą. Coś czuję, że to będzie moja pierwsza oficjalna bombka, która będzie zawsze wisiała na naszej choince.



A propos choinki. W tym roku postawiliśmy na naturę. Tylko światełka (ale aż dwa zestaw na niewysokie drzewko), suszone plasterki pomarańczy, pierniczki prosto z pieca (wybrałam same gwiazdki) i drewniane serduszka z Tigera. Zapach iglaka jest obłędny!


Niektórym pewnie wyda się, że trochę się pośpieszyliśmy z choinką, ale zależało nam na żywym drzewku, bo gwarantuje ono klimat nie do podrobienia. Poza tym w trakcie świąt niemalże nie będzie nas w mieszkaniu (rozjeżdżamy się do rodziców) i chcemy mieć chwilę czasu na nacieszenie się drzewkiem. Zwłaszcza ja - świąteczny świr ;)


Dla niedowiarków - prezenty już w pełni gotowe i zapakowane! Lubię mieć święta pod kontrolą, bez niepotrzebnych nerwów. Dlatego podarki zawsze kupuję wcześniej i pakuję wcześniej. Dzięki temu mam pewności, że o niczym nie zapomniałam i że wszystko było przemyślane, a nie kupione na ostatnią chwilę w pobliskiej drogerii, którą okupują aktualnie tłumy ludzi. 

Kończąc chciałam Wam życzyć wesołych, spokojnych i rodzinnych świąt! Naładujcie baterie, nacieszcie się pełną gromadką w domu, kolędy śpiewajcie głośno, nawet jeśli odrobinę fałszujecie. Ja zamierzam wykorzystać ten czas w pełni :) Serwus!

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Inspiracje na świąteczne prezenty cz. 2 (zestawy)

Biegnę, lecę, spieszę do wszystkich spóźnialskich, którzy czują lekki stres związany z faktem, że mogą nie zdążyć z prezentami przed świętami. Przygotowałam dla Was krótkie inspiracje na temat tego, co można by sprezentować najbliższym na tegoroczne święta. Pomysły są naturalnie książkowe, choć na końcu umieściłam zdjęcie jednego bonusu, który sama lubię znajdować w paczce jako smaczny dodatek ;) Koniec gadania! Zacznijmy.


Mały zestaw z serią "Królowie Przeklęci" w roli głównej. Sama nie czytałam jeszcze tej opowieści, a egzemplarz, który widzicie na załączonym obrazku jest świeży, świeżutki i nabył go sobie Paweł (ale wiadomo czytamy wszystko w parze ;)). Seria zbiera wiele pozytywnych opinii i recenzji, więc myślę, że warto w nią zainwestować zwłaszcza jeśli potrzebujecie obdarować kogoś, kto pochłania powieści historyczno-fantastyczne. Poza tym wydanie jest przepiękne i samo w sobie wygląda na bardzo wartościowe. 


Znacie mnie na tyle, że pewnie nie widząc Musierowicz w poprzedniej części świątecznych inspiracji martwiliście się czy aby czuję się dobrze i nie trzeba mnie wieźć do szpitala. Nie, nie zapomniałam o mojej ukochanej pisarce i jeśli szukacie prezentu dla nastolatki lub dla kogoś, u kogo widzieliście choć jedną część "Jeżycjady", to nie wahajcie się ani chwili dłużej! Dwie (lub więcej) części historii rodziny Borejków i ich przyjaciół nie może być złym wyborem - to udowodnione!


Inną moją miłością absolutną i bezwzględną są wszystkie opowieści o losach Harrego Pottera. Zdjęcie wyżej to prezent, który ja dostanę w tym roku, czyli cała seria, w twardej oprawie, w nowym, bardziej plastycznym wydaniu (w którym zakochałam się od samego początku). To prezent dla każdego - sprawdzi się jako podarek dla dzieci, nastolatków, kobiet, mężczyzn, dziadków.  Ja jestem z niego ogromnie szczęśliwa, ale czekam do wigilii na ponowne czytanie ;)


"Gambit Hetmański" to kolejny cykl powieści historycznych, który będzie cudnym prezentem dla miłośników narracji o minionych czasach, w których polskie słowo miało znaczenie. Wydanie kilku tytułów w jednej książce, twarda oprawa, satynowa w dotyku i kawał cegły trafi w gusta każdego bibliofila. 


Na koniec coś, co może nie powinno znaleźć się w tym wpisie, ale wiem z doświadczenia, że taki trick też może się Wam przydać podczas świątecznych przygotowań. Jeśli sądzicie, że Wasza paczuszka jest jakaś taka skromna. Że mało w tej torebce rzeczy i przydałoby się coś poza książką, to polecam pyszne mieszanki herbaciane! Zawsze na miejscu, zawsze się przydadzą, a jak jeszcze wybierzecie smaczne zestawy, to obdarowywany polubi Wasz prezent najbardziej. Zaufajcie mi - na mnie to się sprawdza ;)

Koniec części drugiej! Jeśli potrzebujecie więcej, to dajcie mi znać, a ja przygotuję kolejne propozycje. Przyznaję, że szukanie prezentów idealnych sprawia mi frajdę. Jestem naczelnym ekspertem w gronie rodziny i przyjaciół. Gdyby był taki zawód jak "organizator prezentów", to bym się pisała na to! :)

środa, 30 listopada 2016

Małgorzata Musierowicz "Ida sierpniowa"

Muszę się Wam przyznać do czegoś. Jestem tak zawalona pracą i studiami (architektura), że nie mam czasu ani siły na to, by po powrocie do domu czy nawet w autobusie podczas podróży choć troszkę poczytać. Zmęczenie bierze górę. Szczęśliwie mam zaległe lektury, który nie miały jeszcze tutaj recenzji, więc mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Sama zaś obiecuję, że od stycznia zbiorę się do kupy i zacznę czytać jak cywilizowany człowiek. W ogóle poukładam sobie życie od stycznia... miejmy nadzieję :)
Ale ale, dosyć o mnie skierujmy wzrok ku Idzie Borejko. Tej biednej, zmarzniętej, zmęczonej... ba wykończonej zmywaniem brudnych garów po rodzinie nastolatce. Ida uciekła z wakacji nad wodą. Z wakacji podkreślonych zimnem, smrodem ryb i deszczem. Uciekła do domu, do Poznania. Jest tylko jeden szkopuł - jako młode, niepracujące jeszcze dziewczę nie ma Ida pieniędzy na jedzenie i umiera dosłownie z głodu. Mogłaby poprosić o pożyczkę stryja, ale ugodził on w idusiowy honor, więc dziewczyna woli zdechnąć żywiąc się okruszkami niż wrócić do wuja i się upokorzyć. Takim sposobem Ida, której serce zostało niedawno złamane, a nogi wydają się nieproporcjonalne względem nosa znajduje prace jako panna do towarzystwa dla starszego jegomościa. Praca spoko całkiem. Ida musi po prostu przyjść po południu i posiedzieć chwilkę z dziaduniem, jego gosposią i pysznym, słodkim podwieczorkiem. Ale jak to zawsze bywa po kilku dniach pracy życie przestaje być spokojnie. Dziadziuś ma ukrytego w pokoju wnuka, który siedzi zamknięty już od kilku dni. Wszyscy się o tegoż osobnika strasznie martwią włączając w tę grupkę piękną niebieskooką boginię stylu. Poza tym Ida ma na pieńku z dwoma urwisami, których postanowiła na nowo wychować. Co z tego wszystkiego wyniknie, w jaki sposób Ida odkryje atuty własnej urody i czy tajemniczy młodzieniec okaże się księciem z bajki? 
By się tego dowiedzieć standardowo musicie sami sięgnąć do lektury. Lektury, którą (muszę tutaj dodać) bardzo sobie cenię. Mówiłam Wam już jak pani Musierowicz uczy miłości do rodziny, jak opowiada o serdeczności i dobrym sercu. W "Idzie sierpniowej" jest odrobinę więcej o zdrowym narcyzmie czego uosobieniem jest kochana, nieco szalona Idusia. W życiu nie trzeba zawsze być altruistą, dobrze czasem chcieć wypaść jak najlepiej, świetnie wyglądać, być podziwianym. 
Kto chce zaprzyjaźnić się z Idą ręka w górę! Zdradzę Wam, że sama mam rudą siostrę z burzą loków na głowie i polecam każdemu mieć takiego przyjaciela :)


wtorek, 22 listopada 2016

Inspiracje na świąteczne prezenty cz. 1

Święta idą! Mój absolutnie ulubiony czas w roku. No... nie licząc początku wiosny, który ukochałam sobie najbardziej. Ale ale, klimat klimatem, światełka światełkami a pierniczki pierniczkami, bo to, co sprawia nam sporo zakłopotania to prezenty bożonarodzeniowe. Muszę się Wam przyznać, że mnie kupowanie prezentów sprawia wielką radochę i potrafię już w wakacje pakować okazyjnie kupione upominki, które potem czekają przez kilka miesięcy spokojnie w szafie na swój wielki dzień. Dzięki dobremu rozplanowaniu i nadpobudliwości (inaczej tego nazwać nie potrafię) rozkładam swoje wydatki dość równomiernie i mój portfel tak bardzo nie cierpi w zimne grudniowe wieczory. 
Śpiesząc z pomocą tym, którzy za Chiny ludowe nie wiedzą co kupić najbliższym na Gwiazdkę przygotowałam garść inspiracji podarunkowych (naturalnie w pełni papierowych), które może okażą się w Waszym przypadku strzałem w dziesiątkę? Zobaczmy, co my tu mamy....


Mamie, Siostrze, Żonie, Dziewczynie, która ma świra na punkcie projektowania wnętrz, ich dekorowania lub po prostu świąt proponuję album pełen inspiracji od czołowej gwiazdy polskiej telewizji wnętrzarskiej - Doroty Szelągowskiej. Nie dość, że książka jest przepięknie wydana i posiada całe miliony doskonałych pomysłów na proste, ale szczęśliwe Święta Bożego Narodzenia, to jeszcze sama autorka jest przecudną osobą, która próbuje przekazać, że święta nie mają być idealne, tylko szczęśliwe. Jak tu się nie skusić?


A tak... chwalę się dedykacją! Sorki musiałam.


Innym pomysłem, który kolejny raz skierowany jest raczej do kobiet, to dziennik "Moje Q&A". Cudny sposób na poznanie samego siebie, na przekazanie sobie w przyszłości kilku myśli i wyćwiczenie regularnego pisania. Przez 365 dni z rzędu odpowiadamy na pytania zamieszczone na każdej kolejnej kartce w dzienniku, gdy dotrzemy do końca piszemy dalej i tak przez 3 lata, zaglądając staremu sobie w myśli sprzed roku. Super, nie?!


Drodzy nudzący się, kochane nerwuski, świry harrypotterowskie dla Was też coś mamy. W związku z ukazaniem się filmy "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" na rynku pokazała się na nowo cała masa gadżetów związanych z czarodziejskim światem. Jednym z nich są kolorowanki dla dorosłych z kadrami z filmów i postaciami z książek. Kto chce znów być dzieckiem i oddać się kredkom ręka w górę!


Najbezpieczniej, zawsze w punkt, czyli najładniejsze jakie znajdziecie wydanie klasyki literatury. Tutaj widzicie "Romeo i Julia" z ilustracjami, ale możecie sięgnąć po "Pana Tadeusza", "Hobbita", "Przeminęło z wiatrem" itd. Klasyki, to coś, czym warto się chwalić, nigdy się nie nudzą, dobrze jest mieć je w domu i ładnie wydane potrafią naprawdę zostać perełką zbioru. 


Tutaj propozycja dla fanów klasyki literatury detektywistycznej. Jeśli macie w domu szerlokoholika, to na bank spodoba mu się również przepiękne wydanie "Opowieści miłosnych, śmiertelnych i tajemniczych" pióra wielkiego mistrza - Edgara Allana Poe. Sama otrzymałam te grube tomisko na święta i byłam przeszczęśliwa. Podpowiedź: wybierzcie model w twardej oprawie (miękka łamie się na brzegu). 

Podobają się Wam moje propozycje? Chcecie kolejną część prezentowych inspiracji? Koniecznie dajcie mi znać! Tym czasem ja zmykam do obowiązków dnia codziennego, bo pranie samo się nie zrobi ;) Serwus, Ludu Książki!

czwartek, 3 listopada 2016

Małgorzata Musierowicz "Kwiat kalafiora"

Dziś wita nas Poznań tuż przedsylwestrowy. Poznań pstrokaty, szykujący się do szampańskiej zabawy, obwieszony milionem krepinowych serpentyn. Poznań, w którym Gabrieli Borejko jak zwykle daleko do romantycznego nastroju i modli się tylko o to, by Ida - jej młodsza siostra, przyspieszyła kroku, by dotarły do domu jak najprędzej i by mogła w końcu coś zjeść. Zjeść dużo, nie musi być smacznie... nie spodziewajmy się cudów po zakupach w  wybrakowanych sklepach, gdzie na półkach już dawno nie stoi nic ponad ocet i margarynę. 
Gabriela jest tuż po pierwszych zawirowaniach damsko-męskich i tuż przed jeszcze większym chaosem z tym związanym. Wydaje jej się, ze twardo stąpa po ziemi, ale nie oszukujmy się, każdą dziewczynę prędzej czy później dopadnie ten mały amorek z gołym tyłkiem i swoim różowym łukiem, mącąc porządnie w głowach wszystkim racjonalistom. W przypadku Gabrysi amorek uparcie pod stopy wpycha jej Janusza Pyziaka, który znany jest ze swojej kochliwości i pseudopoetyczności. Bo też, drogi Jaśku, opisywanie każdego dziewczęcia po kolei jakoby pachniało niczym kwiat jabłoni jest (umówmy się) dość tandetne.
W każdym razie Gabrysia ma teraz zbyt wiele na głowie. Otóż z przyjemnej imprezy u kuzynki Joanny wywabia ją telefon od zaryczanej Idy z informacją, że Mama wylądowała w szpitalu. Miała perforację wrzodu żołądka i musi zostać w szpitalu na obserwacji i kuracji przez jakiś czas. A to oznacza, że cały dom na gabrysinej głowie. Przecież ona nie potrafi gotować, zwłaszcza gdy do wykarmienia jest piątka gęb, w tym Pulpecika, który je za pięciu. Ale da radę! Nie można doprowadzić Mamy do kolejnych zmartwień. 
Jakby tego było mało Gabrysia użerać się musi ze wścibską i potwornie niemiłą sąsiadką oraz profesorem od fizyki. Dziewczyna niby założyła grupę Eksperymentalnego Sygnału Dobra, ale zrozumieć musicie, że są ludzie, których znieść się nie da, choć człowiek naprawdę się stara. 
Jak rozwinie się choroba Mamy, kto skrada się nocą w kamienicznych piwnicach, jak Gabrysia przezwycięży wstręt do fizyki i czy coś będzie z tego paskudnego Pyziaczka - tego i jeszcze więcej dowiecie się z lektury "Kwiatu kalafiora", którą to książkę serdecznie Wam polecam. Pani Musierowicz pisze o rodzinie, którą powinniśmy zawsze stawiać na pierwszym miejscu, o przyjaźni, która swoją autentyczność może odkryć tyko w trudnych dla nas chwilach i którą powinniśmy pielęgnować niczym najrzadszy kwiat oraz o tym, że pozory mylą i należy każdemu dać szansę na serdeczność.


wtorek, 18 października 2016

Nowości na półkach 10.2016

Postanowiłam się opanować. Przyszedł nowy rok akademicki, student taki jak ja musi miesięcznie przeznaczyć na czesne pewną kwotę, która w połączeniu z tym, ile wydawałam na makulaturę nie wróżyło dobrze lodówce ani szafie. Tak więc zaczęłam wydawać mądrze. Pomogły w tym promocje "3 za 2" w Empiku, niekończące się rabaty w Znaku, antykwariaty znalezione na Allegro, niezastąpione Bonito oraz ukochany zbieracz staroci Antykwariat na Tamce. Mój spryt się opłacił i udało mi się nie odmawiając sobie szczególnie kupna książek utrzymać stabilizację portfelowego budżetu. Brawo za przedsiębiorczość dla mnie i dla tych wszystkich cudnych sklepów za fantastyczne ceny!


Dla ciekawych gdzie poszczególne cuda udało mi się złowić i czym one właściwie są przedstawiam krótką listę (lecimy od dołu):
1. "Harry Potter. Magiczne stworzenia do kolorowania" (znak)
pierwsze świąteczne prezenty dla dzieciaków:
2. Tonny DiTerlizzi, Holly Black "Kroniki Spiderwick, księga pierwsza" (znak)
3. Tonny DiTerlizzi, Holly Black "Kroniki Spiderwick, księga druga" (znak)
4. Holly Web "Powrót do tajemniczego ogrodu" (znak)
5. Frances Hodgson Burnett "Tajemniczy ogród" (znak) 

i dalej moje skarby:
6. Małgorzata Musierowicz "Szósta Klepka" (antykwariat)
7. Małgorzata Musierowicz "Całuski Pani Darling" (antykwariat)
8. Małgorzata Musierowicz "Noelka" (antykwariat)
9. Małgorzata Musierowicz "Pupecja" (antykwariat)
10. Małgorzata Musierowicz "Córka Robrojka" (antykwariat)
11. Jacek Komuda "Hubal" (empik)
12. Andrzej Pilipiuk "Oko jelenia, Triumf lisa Reinicke" (empik)
13. Jarosław Grzędowicz "Pan Lodowego Ogrodu, tom 2" (empik)
14. Karolina Beylin "Opowieści warszawskie" (tamka)
15. Jan Parandowski "Mitologia" (tamka)
16. Susan Dennard "Prawdodziejka" (epikbox)
17. (po lewej) Stephan Tschudi Madsen "Art Nouveau" (tamka)
18. (po prawej) George R.R. Martin "Uczta dla wron, Cienie śmierci" (bonito)
19. (po prawej) George R.R. Martin "Uczta dla wron, Sieć spisków" (bonito)


I na tym koniec. Prawie dwie dyszki... a wygląda, że tak niewiele. Zabieram się więc za czytanie! Serwus!

poniedziałek, 10 października 2016

EpikBox 09.2016

Ludu Książki! Ci, którzy buszują po blogach, bookstagramach i innych lubimyczytać (jak ja) wiedzą czym są tajemnicze pudełka. W Stanach Zjednoczonych takich niespodziankowych wysyłek mamy całą masę do wyboru (magic, horror, romans, kryminał, teenagers itp). W Polsce prym wiedzie strona https://epikpage.pl/, gdzie możecie zamówić nie tylko pudełeczko, ale również inne gadżety związane z książkowym rynkiem. 
Cała zabawa polega na tym, że kupujesz przysłowiowego kota w worku. Wiesz mniej więcej jakiej tematyki będzie dotykała książka, że w paczce będzie właśnie coś do czytania i jakieś książkowe dodatki i nic poza tym. I w tym sedno - dostajesz swego rodzaju prezent, którego co prawda się spodziewałeś, ale nie masz pojęcia co nim jest. Zwłaszcza, że powieść, którą kupujesz w zestawie dociera do Ciebie zazwyczaj przedpremierowo, więc masz kolejny bonus w postaci swego rodzaju pierwszeństwa podarowanego przez wydawnictwo. 
Wszystko niezwykle estetyczne zapakowane i doniesione pod samiutkie drzwi. Cudnie!


Dla ciekawskich, we wrześniowym pudełeczku główną rolę grała Susan Dennard i jej "Prawdodziejka" od Wydawnictwa SQN. Otrzymaliśmy więc wcześniej wspomnianą książkę, mapę świata, który w niej króluje i całą masę ulotek w formie pocztówek na przykład. Dodatkowo czytelnicze naklejki, listę TBR (to be read) ze śliczną grafiką, zakładki, piórnik z napisem "reading solves everything" oraz organizer do słuchawek (mój był w niebieskim kolorze). 


Wiem, że nie każdy lubi niespodzianki i niektórzy z Was wolą wydać pieniądze, które mieliby przeznaczyć na epikboxa, na książkę, której recenzje czytali i wiedzą, że chętnie w nią zainwestują. Ja jednak lubię prezenty, nawet gdy są fundowane przeze mnie samą. Zwłaszcza gdy poza książką czekają mnie jeszcze inne bonusy, na które sama pewnie bym się nie zdecydowała w codziennych zakupach. Jestem zadowolona z wrześniowego boxa i wypatruję informacji odnośnie kolejnego. "Prawdodziejka" zaś czeka na swoją kolej wpisana w nową listę TBR. 

sobota, 1 października 2016

Małgorzata Musierowicz "Szósta Klepka:

Zaskoczyliście mnie! Nie sądziłam, że recenzje książek tak doskonale wszystkim znanych i kochanych wzbudzą największe zainteresowanie wśród czytelników bloga. Utwierdziliście mnie więc w postanowieniu, by zrecenzować (a tym samym po raz dziesiąty chyba przeczytać - hip hip hura! każda wymówka jest dobra!) wszystkie części "Jeżycjady". Tak więc biegnę do Was z historią, która rozpoczęła cały cykl (nie licząc "Małomównego i rodziny"). Poznajcie Celestynę Żak i historię jej nastoletniej, nieco płaczliwej egzystencji!
Celestyna, Cesia, Cielęcina Żak. Naszą kochaną Cielęcinkę poznajemy kiedy uczęszcza ona do liceum ogólnokształcącego, a języka polskiego uczy ją mój ulubiony nauczyciel - profesor Dmuchawiec, który mimo dobrych chęci potrafi człowiekowi skomplikować życie. Cesia nie jest zadowoloną z siebie dziewczyną. Urodę ma taką se, jej rodzina zaraziła ją swoją okrutną normalnością, a siostra niezmiennie przyćmiewa swoją artystyczną doskonałością. Chciałaby mieć przyjaciółkę, ale taką zupełnie od serca, więc gdy tylko nadarza się możliwość wzięcia na siebie winy cudownie romantycznej Danusi, nasza bohaterka nie waha się ani sekundy. Jej plan zresztą wypala, bo Danka za jakiś czas sama zjawia się w żółtym domu z wieżyczką, a Cesia ma za zadanie wyciągnąć tę poetkę ze szkolnych dwój. Niestety w domu Żaczków ciężko się skupić. Skutecznie uniemożliwia to rodzina skotłowana w jednym mieszkaniu. Dlaczego skotłowana? spytacie. Już tłumaczę. Wyobraźcie sobie, że w kilku pokojach ma zmieścić się Dziadek Żaczek, Tata Żaczek, Mama Żaczek, Siostra Żaczek, Ciocia Żaczek, Bobcio półŻaczek i Cielęcina Żaczek. Do tego zaraz ta grupka ma się powiększyć o kolejną dwójkę plus wiecznie głodnego niemowlaka. Żyć nie umierać...
Ach, gdyby tak Cesia chociaż była zakochana, ale nic! Niby pojawił się tajemniczy brodacz, ale czy oby na pewno jest się w co angażować? Czy to może być zakochanie skoro dziewczynie chce się przy nim wyłącznie śmiać? Do tego ten głupi Hajduk, przez którego ma niekończące się wyrzuty sumienia. Kolega z klasy z wiecznie naburmuszoną miną, też mi coś... A gdyby jednak okazało się, że Jurek to fajny chłopak, a Danka (ta cudowna, niebiańska Danka) wyłącznie Cesię wykorzystuje? Ciekawe do czego zdolna by była nasza Blondyneczka w obliczu takich zwrotów akcji, prawda?
Koniecznie musicie przeczytać tę część! Opowiada ona o ludzkim dobru w cudownie prostej postaci. Rodzinnym oddaniu, którego często nie widać, ale prędzej czy później wydarza się coś, co zwraca naszą uwagę i nagle wszystko staje się jasne. O pozorach, które faktycznie mylą i o błyskotliwości, która jest wprost niezawodna w każdej sytuacji. 
Koniec moich zachwytów na dziś. Uwielbiam te książki i postaci stworzone przez Panią Małgorzatę. Trudno po lekturze którejkolwiek części "Jeżycjady" wrócić do innej książki, bo brakuje w niej dobrych, ciepłych ludzi. Ale na długo nie odchodzę od półki. Za tydzień lub dwa spodziewajcie się recenzji "Kwiatu Kalafiora". Serwus Ludu Książki! :)





środa, 14 września 2016

Ali Novak "Miłość w stereo, czyli Heartbreakers"

Dzięki uprzejmości Akapit Press znów mogłam zanurzyć się w lekturze literatury młodzieżowej tuż przed premierą właściwego tekstu. Chodzi dokładnie o książkę autorstwa Ali Novak "Miłość w stereo, czyli Heartbreakers". Czułam się jakbym czytała spisane sny mojego nastoletniego życia. Naprawdę! Te pierwsze kilka rozdziałów jest doskonałe. Połknęłam je wczoraj w drodze z pracy do domu i nie mogę wręcz doczekać się aż poznam dalsze losy Stelli i jej rodzeństwa. 
Każda nastolatka przechodzi fascynacje kimś, kogo życie wydaje jej się spełnieniem najskrytszych marzeń. Czasami chodzi po prostu o zespół muzyczny, którego muzyka wydaje nam się doskonała, bądź po prostu jesteśmy szaleńczo zakochane w wyglądzie członków bandu. Czasami jest to aktor, czasem postać, którą gra lub literacki prototyp. Czasami też marzymy o którymś ze światowych sportowców. W każdym razie musi przyjść moment, w którym śni nam się że któryś z idoli albo po prostu celebryckich przystojniaków zwróci na nas uwagę i mimo tego, że zupełnie nie wyróżniamy się z tłumu, skieruje na nas swoje piękne oczęta. Ba, nawet dorosłym to się przytrafia. Proszę się przyznać! 
Stellę spotkało coś podobnego. Otóż chcąc sprezentować swojej chorej siostrze najlepszy podarunek na osiemnaste urodziny wyrusza z bratem do Chicago. Tam z zawieszonym na szyi aparatem wchodzi do jednej z sieciówkowych kawiarni i staje oniemiała. Spotyka przepięknego chłopca, który zwrócił na nią swoją uwagę. Cóż za wspaniały początek dnia! Szkoda, że kolejne godziny nie mijają już tak przyjemnie. Mimo, że wizyta w galerii ukochanej fotografki mija niezwykle owocnie, późniejsze długie godziny stania w kolejce z setką dziewcząt krzyczących (a może lepiej określi ten dźwięk słowo "pisk"?) za każdym razem gdy w głośnikach brzmią pierwsze takty puszczanych w kółko piosenek dennego pseudo punkowego boysbandu. Ale czego nie robi się dla najważniejszej osoby we własnym życiu? Stella więc twardo stoi w oczekiwaniu aż dojdzie do tego głupiego stoliczka z młodymi gwiazdkami i poprosi o autograf dla Cary. Gdyby tylko wiedziała kogo zobaczy za kilka krótkich sekund i jak potoczą się dalsze losy tego dnia na pewno by w to nie uwierzyła. 
Ja Wam w każdym razie tego nie zdradzę! Jeśli chcecie poznać losy Stelli i jej trojaczkowego rodzeństwa musicie poczekać do premiery i koniecznie sięgnąć po książkę Ali Novak. Mogę Was zapewnić, że nie będziecie zawiedzeni. Książka to opowieść o spełnianiu marzeń, o trudnych decyzjach, o niespodziewanych zwrotach akcji i o zmaganiu się z niesprawiedliwością losu. Ale przede wszystkim jest to historia miłości w jej dwóch odsłonach - tego młodzieżowego pierwszego zauroczenia i rodzinnego oddania bliskim. Poza tym, co ważne jeśli mowa jest o książkach dla dzieci i młodzieży, napisana jest przyjemnym językiem, który naprawdę bardzo żwawo się pokonuje. 
Jeszcze raz serdecznie polecam Wam tę powieść i życzę miłego dnia, Ludu Książki!


niedziela, 11 września 2016

Marta Fox "Idol"

IDOL
x posążek lub obraz wyobrażenia bóstwa tworzony i wielbiony przez ludy pierwotne (antropologia)

x w popkulturze zazwyczaj młoda osoba udzielająca się medialnie, swoją postawą tworząca wzór do naśladowania
   dla fanów w wieku zazwyczaj nastoletnim (kultura japońska)

x program typu talent show rozgrywany na całym świecie w celu wyłowienia przyszłych gwiazd sceny muzycznej
   (kultura popularna, współczesna)


Trudno jest mi czytać o losach współczesnej młodzieży. Zwłaszcza gdy są one opisywane z perspektywy dziewczęcia tuż przed krokiem w fizyczną dojrzałość. Wiem jak człowiek jest wtedy zagubiony, martwi się każdym krokiem (czy na pewno to dobra decyzja? a co jeśli coś się nie uda? a co jeśli popełniam błąd?). Większość z nas już dawno zapomniała co dzieje się w głowie nastolatka i zdarza nam się traktować ich problemy jako błahe i czasem po prostu śmieszne. Błąd! 
Na całe szczęście są jeszcze takie historie jak "Idol", gdzie autorka potrafi przedstawić historię Soni  - miedzianowłosej siedemnastolatki, w taki sposób dzięki któremu nie poczujesz zakłopotania z powodu wkraczania w dziewczęcą intymność. Historia tej dziewczyny z pewnością pokrzepi każdą licealistkę i da jej siłę, by marzyć i pracować na swoje szczęście. Spytacie "skąd takie pochwały?", a ja już spieszę z argumentami! 
Sonia chodzi do typowego polskiego licem, ale w odróżnieniu od swoich znajomych nie ma jeszcze określonego celu w życiu. Wydaje jej się, że w niczym nie jest wystarczająco dobra, by wiązać z tym własną przyszłość. Wydarzenia z dnia siedemnastych urodzin nieco zmieniają jej podejście do kwestii związków damsko-męskich. Karol, jej chłopak i idol całej szkoły, zachowuje się jak skończony burak i Sonia ze łzami w oczach musi wracać z wycieczki w Krakowie do domu gdzie czeka na nią wielopokoleniowa rodzina. Nie może powiedzieć im prawdy o przedwczesnym powrocie, więc kłamie (a wcale nie przychodzi jej to tak łatwo jak mogłoby się to wydawać). Postanawia jednak, że nie pozwoli całemu temu wydarzeniu się zgnębić i od razu zabiera się do pracy. Przeprowadzi wywiad z aktorem teatralny, stworzy coś wartościowego. Bierze życie za rogi, pokaże wszystkim, że bez Karola jest równie wartościowa, a może nawet znaczy coś więcej niż gdy była tylko jego dziewczyną! A idol? Już najwidoczniej poradził sobie z jej stratą. Nie minęło kilka godzin, a on chodzi z inną dziewczyną. Najwidoczniej jest bardziej bezpośrednia, można się było tego spodziewać, trudno. 
Czy gwiazda piosenki aktorskiej będzie chciał spotkać się z Sonią na krótki wywiad? Czy dziewczyna nie wygłupi się przed nim ani przed całą szkołą? Czy artykuł okaże się wartościowy i czy aktor odpowie szczerze na wszystkie pytania? By się tego dowiedzieć musicie sięgnąć po lekturę "Idola" Marty Fox. Sama na pewno się o to pokuszę, bo pierwsze przedpremierowe rozdziały od Wydawnictwa Akapit Press zaciekawiły mnie na tyle, bym analizowała różne scenariusze zakończenia we własnej głowie. Trzymam kciuki za Sonię, chcę by wywiad wyszedł jej doskonale i by wreszcie poczuła się wartościową dziewczyną. Fajnie by też było gdyby zauważyła w swoim towarzystwie chłopaka, z którym stworzą przyjemną parę. Może będzie nim Daniel - redaktor naczelny szkolnej gazetki?
Wszystko okaże się już za kilka dni! Trzymajcie rękę na pulsie! ;)


niedziela, 4 września 2016

Małgorzata Musierowicz "Kłamczucha"

Jestem psychofanem Małgorzaty Musierowicz. Niektórzy z Was już zdążyli się pewnie o tym przekonać czytając poprzednie posty. Ci sami wiedzą również o tym, że czytam jej książki w kółko i w kółko bez przerwy. Robię tak, bo poprawiają mi one humor i dzięki nim mam wrażenie, że świat wokół jest lepszy mimo, że dziś rano wcale się taki nie wydawał. 
Postanowiłam więc przy okazji ponownego zagłębiania się w moje ukochane lektury stworzyć dla Was kilka recenzji, które może namówią do samodzielnego sięgnięcia po książki, lub do sprezentowania ich komuś bliskiemu. 
Na pierwszy ogień idzie (oczywiście jak na mnie przystało - zupełnie nie po kolei) książka, od której zaczęła się moja przygoda z twórczością Pani Małgorzaty - "Kłamczucha". To trzecia powieść serii jeśli zaliczymy do niej również "Małomównego i rodzinę", a jej motywem przewodnim jak sam tytuł wskazuje jest kłamstwo. Kłamstwo kochanej Anieli. Właściwie powinnam napisać "kłamstwa", bo czarnowłosa okularnica bynajmniej na jednym nie przestaje. Jak powszechnie wiadomo przeinaczanie faktów zawsze wychodzi na jaw, więc jak możecie się spodziewać naszą miłośniczkę teatru czeka podobny finał, pytanie brzmi "co będzie za sobą niósł?".
Aniela to piętnastolatka mieszkająca w Łebie. Zakochując się od pierwszego wejrzenia w młodym nadmorskim turyście narwana dziewczyna podejmuje decyzje o przeprowadzce do Poznania i tam rozpoczęciu nauki w liceum poligraficznym. Oczywiście kierunek nauki zupełnie jej nie interesuje, ale czego nie robi się dla wielkiej miłości. Kłamie ojcu, kłamie wujostwu, okłamuje wreszcie swojego Pawełka. Co ciekawe powierniczką jej tajemnic staje się ciotka Lila - starsza Pani, właścicielka kamienicy, w której mieszka Aniela, malarka-artystka. By być bliżej mężczyzny swoich marzeń dziewczyna przeobraża się w pomoc domową i sprząta w jego domu. Dzięki tej pracy udaje jej się również otrzymać mały-wielki angaż w sztuce wystawianej przez poznański ogólniak i faktycznie uczy się co to znaczy zarabiać na siebie. Wszystko może się jednak posypać. Kłamstwa Anieli jedno po drugim wychodzą na jaw. Czy bieg wydarzeń zmieni sposób postrzegania świata przez uczennicę liceum poligraficznego? 
Kończąc tę część "Jeżycjady" po raz kolejny miałam uczucie tego samego przemiłego ciepła na sercu, które otula mnie za każdym razem kiedy sięgam po książki Pani Małgorzaty. Nie potrafię już pisać o autorce jako o "Musierowicz". Jest mi zbyt bliska dzięki wszystkim swoim dziełom. Budzi się we mnie dziewczynka, która koniecznie chce przenieść się do książkowego świata i żałuję całym sercem, że moje liceum tak nie wyglądało, że nie miałam grupki przyjaciół, którzy przychodzili do mnie na próby, że w swoim nastoletnim życiu nie przeżyłam tylu przygód. Na szczęście mogę wrócić do Borejków i przyjaciół kiedy tylko mam na to ochotę. Niewiele jest książek, które mogłabym czytać praktycznie non stop, jednak cały cykl "Jeżycjady" się do nich zalicza. 



wtorek, 16 sierpnia 2016

Terry Patchett "Pasterska Korona"

Co za wstyd! Zbliża się koniec miesiąca, a ja napisałam tylko jedną recenzję. Nie powinnam się tłumaczyć i wziąć to na klatę, jednak zaczęłam nową pracę i tyle było emocji, i potrzeby przyzwyczajenia się do nowego grafiku dnia, że sami rozumiecie. Przepraszam, od tej chwili obiecuję poprawę!
Do rzeczy! Miłośniczką Pratchetta jestem od niedawna, więc nie odczuwam żalu z powodu tego, że "Pasterska Korona" jest ostatnią już częścią "Świata Dysku". Przede mną jeszcze co najmniej kilkanaście książek tego autora i czuję wielką radość na myśl o tym, że mogę odkrywać ten niezwykły świat. Współczuję za to gorąco tym, którzy czekali z roku na rok, na coraz to nowsze przygody ulubionych bohaterów i głęboko odczuli odejście swojego ulubionego pisarza. Sądzę jednak, że Śmierć potraktował go z należytym szacunkiem i teraz obaj grają partyjkę starego dobrego scrabble, gdzie reguła 'bez nazw własnych" nie obowiązuje!  
Zacznę od tego, że musiałam się przestawić. Pierwszą historię o młodej czarownicy czytałam z perspektywy Akwili, a tutaj zamiast niej musiałam nawyknąć do Tiffany. Kilka innych imion też jest zmienione, ale po kilkudziesięciu stronach powoli udało mi się odnaleźć. Teraz już wiem, że to nowe tłumaczenie jest dużo lepsze. 
Akwila jest już dorosłą czarownicą. Nie musi więcej walczyć o bycie szanowaną. Ale czy na pewno? Pomoc ludziom we wsi nie zawsze wystarcza zwłaszcza jeśli ktoś uzna cię za godną następczynie przywódczyni wiedźm (które przywódczyni jak wiadomo nie posiadają), a inni uznają, że się do tego po prostu nie nadajesz. Do tego chciałoby się być zwykłą dziewczyną, mieć chłopca blisko i może od czasu do czasu odpocząć, w końcu rodzice się nieco martwią. Masz coraz więcej obowiązków, ludzie są ciągle niezadowoleni, przychodzi jakiś wariat i chce zostać wiedźmem, no i jeszcze szykuje się coś dużego i dosłownie czuć to w kościach. Rewolucja w świecie elfów może odbić się na obszarze objętym twoją ochroną, więc nie zapominaj być czujna. Jaki to wszystko będzie miało finał? Tego musicie przekonać się oczywiście sami. Ja od siebie mogę tylko dodać, że to było naprawdę dobre zakończenie.
Pratchett jak zawsze nie zawodzi. Pozostaje w charakterystycznym dla siebie lekkim języku, dialogi Nac Mac Feegle są doskonałe i wprowadzają przemiłe urozmaicenie, a historia to perełka sama w sobie. Jestem wielką fanką małych, niebieskich ludków, którym daleko do sympatycznych smurfów jednak mają wielkie serca, są oddane i na swój pokręcony sposób szlachetne. Akwila też jest niezwykła. Tyle w niej silnej woli i zaciętości. I odwagi! Ta ostatnia jest najważniejsza. 
Dość moich zachwytów. Mam nadzieję, że sięgniecie po "Pasterską koronę", bo zdecydowanie warto! Sama zabieram się do kończenia kolejnej krótkiej powieści, której recenzja już niedługo. Mogę Wam jednak zdradzić, że nie czytam tego po raz pierwszy... ani nawet nie po raz drugi ;)




sobota, 6 sierpnia 2016

Matthew Quick "Prawie jak gwiazda rocka"

Pozwólcie, że zacznę od informacji, że połknęłam tę powieść w dwa dni. Dni pracujące, czyli ze skróconym czasem pozwalającym zanurzyć się w lekturze. Jestem zachwycona, bo zdecydowanie potrzebny był mi kop pozytywnej energii i myśli, co szczęśliwie zafundowała mi główna bohaterka i jej przyjaciele. Jeśli znacie mnie choć odrobinę wiecie, że szczególną sympatią darzę literaturę dziecięcą i młodzieżową. Właściwie nie wiem dlaczego, po prostu lubię od czasu do czasu przeczytać coś z morałem. Coś, co nie będzie wymagało ode mnie moralnego kaca przez kolejne dwa tygodnie mojego jeszcze młodego życia. Rozumiecie? Poza tym gdzieś kiedyś przeczytałam, że któryś z wielkich nowożytnych pisarzy stwierdził, że zazdrości dzieciom i młodzieży książek, bo często są bardziej przemyślane i dopracowane niż bazgroły dla dorosłych. Dokładnie tak!
Jak zwykle uciekam od tematu. Wybaczcie, już chyba tego nie zmienię. "Prawie jak gwiazda rocka" to opowieść o Amber Appleton i jej życiu z pewnością dalekim od przysłowiowego "usłanego różami". Pierwsze strony sprawiły, że miałam gęsią skórkę na myśl o mroźnej zimowej nocy spędzanej w szkolnym autobusie gdzieś na obrzeżach miasta. Zwłaszcza jeśli brakuje kołder i kocy, i jedyne na co możesz liczyć są bluzy ubrane na cebulkę. Ale tej dziewczyny akurat to nie martwi, ma za dużo na głowie. Trzeba pomóc przygotować Rickyego do szkoły, zrobić śniadanie dla Donny, napisać ogłoszenie Franksowi, potem szybko do kościoła, następnie turniej ze staruszkami, zabrać Boba do SJ i jego suczki i na koniec modlitwa do Jezusa w intencji całego miasta. Wszystko robione z pełnym uśmiechem na ustach, przytulaniem, mokrymi całusami w policzek i wesołym okrzykiem życzącym przechodniom miłego dnia. Amber jest po prostu dobrym człowiekiem. Wydawać by się mogło, że robi to dla pochwał i zachwytów, ale tak naprawdę wszystko płynie prosto z nastoletniego serca. Tym bardziej przykro z powodu wydarzeń, które czekają naszą Gwiazdę Rocka tuż za zakrętem. 
Autor doskonale pokazuje świat takim jaki jest, czyli strasznie pokręconym. Jednak przedstawia nam również sposoby na przejście przez życie z uniesioną głową, w otoczeniu osób które kochamy i które odwzajemniają nasze przywiązanie i wdzięczność. Człowiek jest niezniszczalny, naprawdę trudno go złamać, a nawet jeśli komuś się to uda, on zawsze podniesie się i będzie dalej walczył o dobro we wszechświecie. Cóż za cudowne przesłanie! Dawno już nie byłam tak pozytywnie naładowana! 
Śmiałam się i płakałam na zmianę. Nie były to tylko łzy smutku, ale też totalnego wzruszenia. Książka podkreśla jak wiele siły ma w sobie każdy z nas. Niezależnie od tego ile mamy na koncie, jakie ciuchy nosimy, za kogo jesteśmy uważani i za kogo sami się uważamy. Wystarczy być dobrym dla drugiego człowieka i mieć w niego wiarę. 
Po moim małym wywodzie na pewno wiecie, że zaraz serdecznie polecę Wam tę książkę i oczywiście nie mylicie się :) To był mój pierwszy kontakt z Matthew Quick i z całą pewnością nie ostatni. Już rozumiem skąd te kilogramy dobrych słów na jego temat, dorzucam więc do nich kilka swoich i życzę Wam miłej lektury, Ludu Książki. Serwus!



sobota, 30 lipca 2016

Jojo Moyes "Kiedy odszedłeś"

Na samym początku powinnam Wam przyznać się do dużego błędu. Na tyle dawno nie czytałam literatury kobiecej, że kiedy dorwałam w swoje ręce "Zanim się pojawiłeś" zatraciłam się na tyle, żeby kupić kolejne dwie powieści pisarki. I o ile "Razem będzie lepiej" poszło mi całkiem żwawo, o tyle "Kiedy odszedłeś" totalnie mnie przytłoczyło. Właściwie nie wiem czym dokładnie to było spowodowane. Za dużo chciałam na raz, za dużo tej samej autorki, przytłoczenie trudem życia bohaterów, strach o samą Lou? W każdym razie przeczytałam jedną czwartą książki i się zatrzymałam. Zmęczona i zmartwiona odłożyłam ją na bok sięgając po zamiennik, który znacznie poprawił mi humor czytelniczy. Po trzech tygodniach jednak wróciłam, żeby dowiedzieć się jakie losy czekają jedną z moich ulubionych bohaterek i szczerze mówiąc zupełnie nie żałuję tej przerwy w naszym związku.
Dlatego jeśli macie podobnie jak ja i może nieco za szybko się nudzicie i potraficie szybko przełączać niegdyś ulubioną piosenkę tylko dlatego, że słuchaliście jej non stop przez dziesięć dni, to dobrze Wam radzę - zróbcie sobie przerwę ;)
Przechodząc do meritum, historia Lou zmagającej się z życiem po śmierci Willa jest opowieścią pełną nadziei, ale do ostatnich stron trzymającą w niepewności. Szczerze mówiąc z każdym kolejnym rozdziałem bałam się, że znów ją coś złamie, ktoś ją skrzywdzi i już nigdy nie zdoła podnieść się spod ciężaru trosk. Byłam wręcz zła za niektóre podjęte decyzje mamrocząc pod nosem, że jest głupiutka i sama się o to prosi. Ale potem szybko strofowałam siebie samą, bo przecież zupełnie nie wiem jak to jest stracić tak bliską osobę i to w sposób, który wybrał dla siebie Will. Więc starałam się tłumaczyć decyzje Lou i nie pozwalać złym myślom brać przewagi nad spodziewanym zakończeniem.
W każdym razie mija kolejny miesiąc od kiedy Will nie żyje. Lou zgodnie z obietnicą poleciała do Francji, do Paryża, zaczęła korzystać z życia jednak nie przyniosło to oczekiwanych efektów. O powrocie do domu rodzinnego nie mogło być mowy. Nie wszyscy jeszcze wybaczyli jej podjęte decyzje. Zatrzymuje się więc w Londynie i korzysta z życia. Szukając pracy znów ląduje w czymś zupełnie dla siebie niestosownym, ale odnajduje się wśród podróżnych, z których część też szuka swojego miejsca w tym dziwnym świecie. Wpada w monotonię pracy i użalania się nad sobą, aż w końcu następuje przełom! W każdym razie mogłoby się tak wydawać... Lou niesfornie spada z dachu swojej kamienicy, zaczyna chodzić na spotkania grupy wsparcia, w jej życiu pojawia się nastolatka święcie przekonana, że jest córka Willa i do tego jeszcze ten ratownik Sam. Ta dziewczyna - Lilly zdaje się być jedną wielką kupą zmartwień i kłopotów ze zbyt mocnym makijażem na twarzy. Wyobrażacie sobie co musi się dziać w głowie biednej miłośnicy ekstrawagancji? Myślę, że dzieje się wszystko to, o czym właśnie pomyśleliście. 
Książka, typowo dla Moyes, porusza. I nie chodzi tu o historię samej Lou, ale też jej rodziców i Lilly ,i tych wszystkich obcych ludzi w grupie wsparcia. Kiedy Twój świat zaczyna się kruszyć, ty szukasz choćby odrobiny stabilizacji. Nie musi być dla ciebie szczególnie dobra, ważne żeby wprowadzała spokój. 
Jeśli jesteście ciekawi co stało się z Lou i czy jest w stanie jeszcze odnaleźć choćby okruch szczęścia w swoim życiu nie mając poczucia winy, serdecznie polecam Wam tę książkę. Jojo Moyes znów zmusza czytelnika do myślenia i to w czytaniu jej książek lubię zdecydowanie najbardziej. Te uczucie gdy zamykasz książkę i zastanawiasz się jak sam byś się zachował. Dobrze czasem przemyśleć własne życie. Serwus!



czwartek, 21 lipca 2016

Anna Moczulska "Bajki, które zdarzyły się naprawdę"

Nie przeczę, mam w sobie księżniczkę. Poniekąd przynajmniej. Marzą mi się pałace i zamki, konne przejażdżki, wielkie bale i możliwości, które niesie z sobą tytuł. Najwyraźniej jednak zapominam co tak naprawdę kryje się za mianem księżniczki. Wyrzeczenia, brak prywatności, pozbawienie samodzielności, zależność od dworu i rodziny. O minusach i plusach życia dworskiego największych światowych mocarstw uświadomiła mnie książka Anny Moczulskiej, która w doskonały i przystępny sposób przedstawia nam niesamowite historię księżniczek Europy ze szczególnym uwzględnieniem polskich korzeni. 
W szkole nie znosiłam historii, co dziwne biorąc pod uwagę to, że przez dobrze napisane biografie potrafiłam zarwać nockę. Podręczniki pisane są zbyt zwięźle, skonstruowane z samych suchych faktów, jakby autorzy nie dbali o to, by faktycznie zainteresować czymś młodzież. Dodatkowo niestety trafiali mi się nauczyciele, którzy uczyli akurat tego przedmiotu chyba z musu. Nie boję się tego mówić, bo na studiach również mam zajęcia z historii, bardziej zawężonej, ale nadal prowadzący potrafią zainteresować tematem jak nikt inny. Miłość do historii widzę też u mojego Ukochanego, który poświęcił jej pięć lat studiów i wiąże z nią swoją przyszłość. Wracając jednak do tematu, rzadko kiedy udawało mi się zainteresować historią po tych złych doświadczeniach szkolnych. Jednak gdy sięgnęłam po "Bajki, które zdarzyły się naprawdę" miałam nadzieję na zmianę mojego nastawienia i nie zawiodłam się. Opowieści zawarte w tej książce mimo, iż chcąc nie chcąc muszą ocierać się o czasy wojen i podbojów (czyli tego, co było wałkowane w szkole) przekazane są w tak doskonały sposób, że nie sposób się od nich oderwać.
Wszystko napisane naszym, współczesnym, prostym językiem. Bez zbędnych przeintelektualizowanych słówek. Historie kobiet z krwi i kości. Co ważne, wszystko oparte na źródłach historycznych, więc nie ma zmyślonych faktów, czasem tylko dopisana krótka fabuła, trochę subiektywna, ale przy tym znacznie wzbogacająca całość opowieści.
Historie poszczególnych księżniczek podzielone są na kilka głównych motywów tematycznych: kopciuszek, śpiąca królewna, księżniczka na ziarnku grochu, piękna i bestia oraz królewna śnieżka. Autorce udało się zauważyć zależność w życiorysach bohaterek z przeszłości i przypisać je do konkretnych wszystkim nam doskonale znanych historii baśniowych. Niestety, inaczej niż w bajkach, zakończenia historii z życia wziętych często nie mają szczęśliwego zakończenia. Ale może to i lepiej, dzięki temu są dużo ciekawsze do czytania i nie czujemy się okłamywani jak w przypadku dziecięcych bajek. Nie ma wróżek chrzestnych, które pokonają całe zło, nie ma dobrego króla i władcy, który zgadza się na ślub księcia ze zwykłych kopciuchem, nie ma też rycerza, który zawsze okazuje się prawy i waleczny. Jest za to dużo ludzkiej głupoty, chciwości i okrucieństwa. 
Nie myślcie jednak, że wszystkie z historii przedstawionych w tej książce są smutne i może nieco przerażające. Nic bardziej mylnego. Są też te ze szczęśliwym zakończeniem... no może nie do końca bajkowym z hucznym weselem, w którym bierze udział całe królestwo, ale kończące się spokojnym życiem zakochanego małżeństwa i ich siedmiorga zdrowych dzieci. 
Dobra muszę przestać się tak rozpędzać, bo zaraz przetoczę Wam treść całej książki i nie będziecie mieli tak dobrej zabawy z czytania jej, jaką ja miałam. Zachęcam Was do sięgnięcia po "Bajki, które zdarzyły się naprawdę", bo czuć w nich zaangażowanie autorki i taką ludzką ciekawość, która dopada każdego z nas. Poza tym tak jak ja możecie się później chwalić wszystkim w koło jaką macie doskonałą wiedzę historyczną z zakresu hucznych wątków miłosnych w koronie europejskiej :) 
Serwus!




niedziela, 3 lipca 2016

Nowości na półkach 06.2016

Dzień dobry wakacje! W końcu. Wczoraj napisałam ostatni egzamin, a to oznacza upragniony odpoczynek od nauki i projektowania. Powrót do czytania tego, na co mam ochotę i dzielenia się krótkimi wpisami. Lipiec zaczynamy od nowości na naszych małomieszkaniowych półkach. Jest tego tyle, że obiecałam sobie przerwę w zakupach książkowych, a zaraz po tej decyzji zamówiłam nowy EpikBox (KLIK) i wszystkie plany wzięły w łeb. Przedstawiam Wam więc zdobycze ostatnich miesięcy i zabieram się za zakończenie "Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes. 


1. "Arcydzieła malarstwa polskiego" Marii Poprzęckiej, to album, który dostałam od mojego ukochanego. Jest przepięknie wydany i ja jako przyszły projektant wnętrz naprawdę kocham rzeczy ładne. Leży sobie spokojnie zawsze niedaleko w razie gdyby potrzebna była inspiracja lub po prostu mam zapotrzebowanie na piękno samo w sobie :)


2. "Bajki, które zdarzyły się naprawdę" Anny Moczulskiej, to moja najnowsza książka. Skusiłam się na nią szczerze powiedziawszy dlatego, że czytałam kilka recenzji i poza tym zawsze lubiłam baśnie i bajki, a połączenie ich z historycznymi postaciami jest trafem w dziesiątkę. Mam nadzieję, że książka będzie godna polecenia, oczywiście będę Was o wszystkim na bieżąco informować! :)


3. "Życie artystek w PRL" Sławomira Kopra trafiło do mnie dzięki Dianie z bardziejlubieksiazki (KLIK), która udostępniła rozdanie na swoim profilu instagramowym i w którym naturalnie wzięłam udział. Moja radość kiedy zobaczyłam, że zostałam wylosowana była ogromna! Uwielbiam dostawać prezenty :) Jeszcze raz dziękuję! 


4. "Trzej muszkieterowie" Aleksander Dumas - tej pozycji chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Doszłam do wniosku na początku tego roku, że trzeba uzbroić się w klasyki literatury zarówno polskiej jak i światowej, i regularnie staram się wcielać w życie ten plan. Poza tym, to wydanie jest bardzo ładne. Takie delikatne i minimalistyczne. Oczywiście było też w promocji ZNAK (KLIK), więc nie mogłam przejść obojętnie :)


5. "Razem będzie lepiej" Jojo Moyes. O tej powieści pisałam we wcześniejszym poście. Po przeczytaniu "Zanim się pojawiłeś" zaczęłam szukać innych pozycji autorki, bo po prostu zakochałam się w postaciach, które kreuje. Szybko natrafiłam na tę błękitno-miętową okładkę i niewiele myśląc doszłam do wniosku, że muszę przeczytać historię kolejnych postaci świata Moyes. 


6. "Pasterska korona", czyli ostatnia część "Świata Dysku" Terry Prattcheta. Dalej nie czytam powieści tego pisarza w jakkolwiek logicznie ułożonej kolejności. Ani w kolejności wydania, ani chronologicznie. Po prostu jak zobaczę, którąś z jego książek i akurat mam na nie "nastrój", to biorę. Tak było i w tym przypadku :)


7. "Prawie jak gwiazda rocka" Matthew Quick. Tutaj szczerze mówiąc do zakupu namówiły mnie recenzje na kilku fajnych blogach książkowych. Autor też jest szeroko chwalony, a ja sama wstyd się przyznać jeszcze nic jego nie przeczytałam. Zamierzam więc zmienić tę smutną rzeczywistość i uzbroiłam się w moją pierwszą książkę bestsellerowego pisarza.


8. I oczywiście skoro już zaczęłam być psychofanem Jojo Moyes, to zainwestowałam w kontynuacje historii Louisy Clark. "Kiedy odszedłeś" jest czytana dosłownie w tym momencie, więc za kilka dni możecie spodziewać się recenzji. Nie spodziewałam się zupełnie takiego obrotu wydarzeń i znów czytam z rumieńcami na policzkach :)


9. Tu powinno być jeszcze zdjęcie mojej ostatniej największej miłości, czyli "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes. Jednak książka ta jest tak dobra, że musiała pójść kolejno do wszystkich moich przyjaciółek, więc samego zdjęcia nie ma, ale mogę Was zapewnić, że jest jej dobrze w kolejnych minidomkach :)

I to już wszystko. Teraz będę miała nieco więcej wolnego. Trzy miesiące nie myślenia ani o nauce, ani o wyborze prawidłowej więźby dachowej, ani o odpowiednim doborze kolorów, ani o tym czy tym razem AutoCad będzie ze mną współpracować czy znów uzna, że mam radzić sobie sama. Mam nadzieję nadrobić nieco czytanie, bo aż smutno jak książki leżą na półce i biedne czekają na swoją kolei. Trzymaj za mnie kciuki, Ludu Książki! Serwus!

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Jojo Moyes "Razem będzie lepiej"

Wpadłam po uszy. Kupiłam już chyba wszystkie powieści Jojo Moyes przetłumaczone na polski i czytam po kolei. Zaraz po "Zanim się pojawiłeś" sięgnęłam po "Razem będzie lepiej" (które kończyłam z towarzyszącymi mi krzykami przyjaciół oglądających mecz Polska - Niemcy), a w tym momencie jestem w trakcie czytania "Kiedy odszedłeś". Czy ja postradałam zmysły? Czy to normalna reakcja na te doskonałe historie? 
Właściwie jestem pewna, że chodzi o postaci i twórczość pisarki. Główni bohaterowie są niezwykle ludzcy, nawet jeśli cechuje ich skarbiec z niekończącymi się zasobami pieniędzy nadal zmagają się z problemami większymi bądź mniejszymi, ale zupełnie nam nie obcymi. Zaprzyjaźniam się z głównymi bohaterkami, trzymam za nie kciuki i mocno wierzę, że wszystko się ułoży. A przy okazji historii Jess naprawdę zaciskałam palce z całych sił. Chyba nie ma czytelnika, który nie poczułby kompletnej niesprawiedliwości. Jak tyle przykrości może spotykać młodą kobietę, która pracuje w pocie czoła, by ledwo wiązać koniec z końcem wychowując swoją córkę i syna z pierwszego małżeństwa męża, którego de facto dopadła depresja i schował się w cieplutkim domku swojej wyrafinowanej mamusi? Jak można zostawić własne dzieci? Jak można nie martwić się o ich los? Jak można nie cieszyć się z niezwykłych zdolności matematycznych własnej córeczki? Jak można nie martwić się zdrowiem syna, który regularnie pada ofiarą miejscowych opryszków? Za każdym razem jak o tym myślę mam ochotę spotkać takiego tatuśka na ulicy i wykrzyczeć mu wszystko, co o nim myślę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego "małą" tajemnicę. 
Jess jest inna. Stawia czoła wszystkim problemom sama. Ma rozwiązanie każdej sytuacji. Ale jak długo można tak żyć? Od zlecenia do zlecenia, nie mając czasu, by spędzić go z dziećmi, co wieczór martwiąc się innością córeczki, jej losem i losem przyszywanego syna, który odstaje od większości młodzieży w swojej szkole przez co jest nękany przez miejscowych bandziorów. W momencie krytycznym na jej drodze staje Ed - młody geniusz programistyczny. Jess łamie kilka swoich zasad mając nadzieję, że te małe grzeszki pomogą dostać się do Szkocji, gdzie Tanzie napisze olimpiadę matematyczną i razem z wygraną dostanie się do najlepszej szkoły w okolicy. Rodzinka wraz z wielkim śmierdzącym psem pakuje się do samochodu bogacza i wyrusza w drogę, która zapowiada się bardzo długa i bardzo niewłaściwa. 
Po raz kolejny Jojo Moyes potraktowała moją głowę historią, która została ze mną na kilka dni po skończeniu czytania książki. Zaczęłam zastanawiać się, czy dobre rzeczy faktycznie do nas wracają. Czy jest raczej tak, że bogaci się bogacą, a biedni biednieją. Co zrobić, by poprowadzić swoje życie tak, by znaleźć w nim złoty środek? Kiedy możemy wybaczyć, a kiedy powinniśmy walczyć o swoje? 
Jestem zachwycona filozoficzną stroną powieści bestsellerowej autorki! Będę śledzić poczynania Moyes i regularnie uzupełniać swoją biblioteczkę o nowości w polskim tłumaczeniu, dlatego możecie być pewni, że nie jest to moja ostatnia recenzja tej pisarki. Wam, Ludu Książek, serdecznie polecam "Razem będzie lepiej", bo to historia o przeciwnościach losu i miłości zarówno tej namiętnej, jak i matczynej-rodzinnej. Dobrze jest czasem uwierzyć w dobro, które wraca! Serwus!

środa, 15 czerwca 2016

Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś"

Wiem, wiem, pewnie już każdy z Was przeczytał milion recenzji na temat tej książki. Wiem też jakie jest prawdopodobieństwo, że jestem ostatnią osobą w blogosferze książkowej, która napisze recenzję tej rozbrajającej historii. I muszę przyznać, że nawet zastanawiałam się nad zaniechaniem pisania czegokolwiek, bo pewnie już wszystko zostało na ten temat powiedziane i ludzie może mają już dość tego tematu. Ale chyba nie mogę się powstrzymać gdyż książkę skończyłam czytać już ponad dwa tygodnie temu i nadal mimo mijającego czasu zdarza mi się o niej myśleć, myśleć o życiu człowieka i dyskutować na temat ludzkich wyborów z przyjaciółmi. 
Zacznijmy może od tego, że płacz przychodzi mi łatwo. Nawet jestem skłonna stwierdzić, że irytująco łatwo. Potrafię popłakać się oglądając reklamę, w której dziecko dziękuje rodzicowi za jego poświęcenie, podczas różnego typu zawodów szkolnych czy nawet słuchając muzyki. Możecie sobie więc wyobrazić mnie siedzącą w fotelu z paczką chusteczek u boku, książką w ręku i spływającym makijażem po twarzy. Jojo Moyes pisze doskonale w gatunku przypisywanym jej dziełom - literaturze kobiecej. Książkę dosłownie połyka się w ciągu jednego dnia i naprawdę trudno od niej odejść. Postaci są ludzkie, ich historia nie oderwana od rzeczywistości, a wszystko otoczone wydawać by się mogło uroczym miasteczkiem turystycznym, które przy bliższym poznaniu okazuje się tak samo pokręcone, jak każde inne.
Lou - główna bohaterka powieści z powodu zamieszania związanego z utratą i poszukiwaniem nowej pracy trafia do domu  jednej z zamożniejszych rodzin w miasteczku, by tam opiekować się sparaliżowanym mężczyzną. Will okazuje się jednak nie być starszym panem (tak jak spodziewała się tego Lou), ale wrednym trzydziestolatkiem o niemalże lodowatym usposobieniu. Pierwsze tygodnie w pracy to mordęka, ale dziewczyna nie może pozwolić sobie na rezygnację ze względu na problemy finansowe w domu. Z czasem jednak poznaje prawdziwą historię swojego podopiecznego, każdy najmniejszy kłopot, z którym musi sobie radzić oraz skrywaną przed światem tajemnicę. Powoli Lou zaprzyjaźnia się z Willem i stara poprawić jakość jego życia. Czy to jej się uda? Jaki bieg będą miały wydarzenia związane zarówno z domem rodzinnym Lou jak i jej związkiem z Patrykiem oraz czy stanie się zupełnie nowym człowiekiem dzieki Willowi dowiecie się sami sięgając po książkę. 
Mogę Wam wyłącznie zdradzić, że naprawdę warto. Powieść nie jest płytkim romansikiem sprzedawanym razem z numerem gazet dla gospodyń domowych. To głębokie przemyślenia nad życiem, nad cierpieniem, które człowiek jest w stanie znieść, nad najtrudniejszymi decyzjami i wsparciem osób, które kocha się nad wszystko inne.
Poza tym, to też dobre katharsis. Ja sama płakałam chyba od 1/4 książki, gdy tylko Will wydawał się nieco łągodnieć. A potem nie mogłam przestać myśleć o całej historii przez tydzień (moi przyjaciele mogą potwierdzić). Zachęcona twóczością Moyes jestem już w trakcie czytania "Razem będzie lepiej" i kupna "Kiedy odszedłeś", co tylko potwierdza fakt jak bardzo podobała mi się ta książka. 
Więc, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście koniecznie przeczytajcię "Zanim się pojawiłęś" przed wycieczką na film do kina. Choć ekranizacja zbiera dużo pozytywnych opinii, to wiadomo, że najpierw trzeba przeczytać oryginał.
Miłego tygodnia, Ludu Książek! Serwus!