poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Emilia Kiereś "Przepowiednia"

Jako osoba, która z rzadka zagląda do zarysu fabuły często cieszę się niespodziankami w trakcie lektury. Tym razem było podobnie. Zachwycona okładką i ilustracjami w książce zupełnie nie spodziewałabym się tak bezpośredniego powrotu do klasycznej struktury baśni. Pierwsze dwadzieścia stron wywoływały gęsią skórkę, która towarzyszy historiom Andersena i braci Grimm. Niepokój spowodowany czającym się złem i niebezpieczeństwem. Czad! Później zew nadciągającej przygody, wędrówki, walki z niepowodzeniem. Następnie zdecydowany, odważny krok bohaterów. Po drodze kilka przeciwności losu, zawahań i strachu. A na koniec przeciwstawienie się złemu, odkrycie tajemnicy i miejmy nadzieje szczęśliwe zakończenie.

Ostatnie powieści Emilii Kiereś, które czytałam były życzliwe, ale bezpieczne. Dzwoneczek, gwiazdka i listek to artefakty książek zakotwiczonych w świecie bliższym naszej rzeczywistości, skąpanym w ogromnych ilościach promieni słońca. Tu zaś większość czasu spędzamy po ciemku, niepewni kolejnego dnia, owinięci magią, która nie zawsze prowadzi do dobrego. Nadal jednak motywem przewodnim historii jest miłość. Miłość, która pozwala uporać się z każdą przeciwnością losu, która zagubionych sprowadza do domu, pozwala odnaleźć szczęście w zwykłych codziennych czynnościach. I ja to sobie chyba najbardziej cenię w książkach dla dzieci i młodzieży - podkreślenie wagi miłości w życiu tego każdego najmłodszego i najstarszego człowieka.


Klara i Adam od śmierci rodziców mieszkają samotnie we dworze. Dni ciągną się w podobny sposób - pełne pracy i obowiązków. Ich wyjątkowe przywiązanie może poniekąd wynikać z niepełnosprawności dziewczynki. Klara bowiem jest niewidoma. Często prosi brata o to, by opisał jej świat wkoło. Fascynują ją zwłaszcza kolory. Brat zaś jest pełen podziwu sile woli u młodszej dziewczynki. Ich sielskie życie zmienia się nagle, razem z chłodnym deszczem i postacią niezgrabnej kobiety, która prosi o schronienie w dniu, w którym Klara po raz pierwszy zostaje sama w domu. 

Po tym jednym zwrocie akcji, następne przygody zdają się spadać na rodzeństwo lawinowo. Na próbę wystawiona jest ich wiara we własne możliwości, w przywiązanie, w innych ludzi. Oboje spotyka niebezpieczeństwo, oboje muszą sobie z nim poradzić w pojedynkę i oboje też finalnie podejmują ważne, życiowe decyzje. Historia wydaje się opowieścią o rodzinnej miłości, odpowiedzialności za drugiego człowieka, walce z przeciwnościami losu i sile ducha. A wszystkiemu towarzyszy cygańska przepowiednia - jednak z tych, które nigdy się nie mylą.

Złożoność postaci. Zarówno Klara, jak i Adam są dobrymi dzieciakami bez dwóch zdań. Ale nie są Kopciuszkiem - posłusznym i grzecznym mimo wszystko. W ich zachowaniu owszem widzimy duże złoża życzliwości, ale też charakter, który w razie potrzeby ujawnia się, by wymierzyć sprawiedliwość, czy też sprzeciwić się ludziom podłym. Bardzo mi takie kształtowanie bohaterów odpowiada, bo uczy asertywności i siły ducha.

Jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości pisarskich Emilii Kiereś. Człowiekowi się wydaje, że już wie na co stać danego autora, a on potrafi tak wspaniale zaskoczyć! To tylko świadczy o nieprzerwanym rozwijaniu się jako twórcy. O ćwiczeniu rzemiosła, w którym się pracuje. Jest to najpiękniejszy pokłon w stronę czytelników, którzy przebierają nogami na myśl o tym, co ich czeka przy okazji kolejnej premiery.


                           Za książkę i możliwość jej zrecenzowania bardzo dziękuję Redakcji Wydawnictwa Akapit Press :)

PS: wyobraźcie sobie moją radość, kiedy okazało się, że pies rodzeństwa wabi się Łobuz. W moim domu rodzinnym też mieliśmy Łobuza - czarnego boksera, który był naszym oczkiem w głowie. Powiedziałam o tym Tatusiowi, stwierdził skromnie, że wyznacza trendy. Serwus!

piątek, 10 kwietnia 2020

Holly Ringland "Wszystkie kwiaty Alice Hart"

Siedzę w salonie, w którym spędziłam ostatnich pięć dni longiem. Z jedną przerwą na szybkie zakupy. Nie przeszkadza mi siedzenie w domu, bo jest to założenie logiczne, a mój mózg lubi wszystko to, co można wytłumaczyć dobrze ułożonym twierdzeniem. Problem, który mnie jednak dziś męczy, to fakt, że jutro muszę iść do pracy, gdzie poziom stresu, nerwów i wyścigu z coraz prędszym czasem jest przytłaczający. Dlatego też dzisiejsze popołudnie spędziłam na czytaniu, a wieczór zamierzam poświęcić pisaniu, by nieco się rozluźnić i dać wytchnienie guli w żołądku.

Dziś na salony (z pewnością większe niż to nasze w pięćdziesięcio-metrowym mieszkaniu) wkraczają  "Wszystkie kwiaty Alice Hart" - książka, za którą wodziłam wzrokiem już od dłuższego czasu, a trafiła w moje ręce tylko dzięki temu, że zdecydowałam, by kupił ją mojej siostrze na święta koleś w czerwonych ciuszkach. Nie mam wyrzutów sumienia, bo gustem trafiłam w jej dziesiątkę.

W swoją już trochę mniej. Wydaje mi się, że nie jestem w momencie swojego życia, w którym książki o odszukiwaniu siebie, swojej historii i tożsamości przynosiły mi satysfakcję z czytania. Zwłaszcza w sytuacji, w której z każdej strony zasypuje nas lawina nieprzyjemnych informacji, zmierzanie się z tak głębokimi przeżyciami bohaterki u mnie nie do końca się sprawdziły. Ale! Każde z wyżej przytoczonych założeń nie ujmuje wartościom samej lektury, a jest raczej przestrogą dla osób tak jak ja o dość delikatnych nerwach, którym kolejny bodziec może przechylić szalę znośnego nastroju.

Właśnie... bo książka jest bardzo dobra. Język, emocje, historia, przesłanie i etniczność są wprost porywające. Poznajemy historię rodziny Hartów, a raczej kobiet z tegoż rodu. Każda niesie ze sobą dojmującą siłę, ale my skupiamy się na najmłodszej z nich - Alice. Poznajemy ją jak jest jeszcze dzieckiem i mieszka nad oceanem z matką i ojcem. Z matką delikatną niczym polny kwiat i ojcem, który wykorzystuję jej posłuszeństwo w najgorszy z możliwych sposobów. Znęca się nad żoną fizycznie, a z biegiem lat jego ręka dosięga też naszej małej bohaterki. Wielki pożar zmienia bieg wydarzeń. Alice trafia pod opiekę babci - kobiety, której nigdy nie było dane jej poznać. Milcząca próbuje znaleźć swoje miejsce między babcią i kobietami, które przygarnęła na plantację kwiatów. 

Przechodzimy z Alice najgorsze i najlepsze dni jej dzieciństwa i dorosłego życia. Historia momentami okrutna jest też pełna nadziei. Pokazuje możliwości, które daje wolna wola, wsparcie rodziny i przyjaciół, ścieżki pełne skrzyżowań, które pozwalają zmienić wszystko. Opowieść otacza wianek kwiatów o różnych znaczeniach i ta symbolika jest chyba najpiękniejszym elementem książki. Nie tylko ją urozmaica i sprawia, że jest jedyna w swoim rodzaju, ale również wspiera nas w zrozumieniu lepiej każdego elementu układanki.

Choć uważam, że przeczytałam "Wszystkie kwiaty Alice Hart" w nieodpowiednim momencie, nie żałuję, że to zrobiłam. Książka opowiada o kobietach z krwi i kości, z wielką siłą, odnajdujących się w chaosie, wspierających nawzajem, z mocą ukrytą w emocjach. Warto przypomnieć sobie od czasu do czasu o sile drzemiącej w człowieku. Pamiętajcie - możemy przenosić góry.