wtorek, 1 sierpnia 2017

Cindia Williams Chima "Zaklinacz Ognia"

Ogień, to jeden z żywiołów rządzących światem. Niezależnie od tego czy mowa o naszej szarej rzeczywistości, czy o świecie stworzonym przez światowej klasy pisarkę. Obok namiętnej miłości to chyba najsilniejszy pierwiastek każdego życia, nic więc dziwnego, że przewodzi fabule powieści pod tytułem "Zaklinacz ognia".

Historię Adriana i Jenny rozpoczynamy od tragedii. Od śmierci, która przychodzi z różnych stron. Od śmierci, która jest bronią okrutników. Adrian sul'Han jest synem Wielkiego Maga i królowej Fellsmarchu. Jenna wychowuje się poza królewskim pałacem i od najmłodszych lat, co rano wędruje do kopalni, by tam z innymi dziećmi pracować do utraty tchu na rzeczy skarbca króla Ardenu – Gerarda Montaigne. Choć pewnie myślicie, że życie chłopaka musi być usłane różami, to zapewniam, że się mylicie. Ścieżki losu stawiają go w sytuacji niewiele lepszej niż wycieńczenie zabójczą pracą w pyle kopalni. Koniec końców Jenna nie musiała opuszczać rodziny....

Jak to bywa w życiu nieszczęścia się przyciągają, tak więc i Jenna z Adrianem trafili na siebie w decydującym o biegu życia czasie. Dziewczyna ma się w końcu dowiedzieć o sobie czegoś więcej, zgadnąć tajemnice ukrytą za znamieniem na szyi. Adrian zaś jest o krok od zrealizowania własnej zemsty, od uwolnienia świata z okrucieństwa najkrwawszego króla w dziejach. Czy jednak spotkanie to nie zaważy na losach misji? A co jeśli do historii obok nienawiści i strachu wkradnie się coś jeszcze?

Obie postaci są pełne charakteru. Jenna to odwaga, Adrian to zdecydowanie. Całe szczęście nie pozbawiano ich przy tym pierwiastka ludzkiego jakim jest strach, niepewność i rozdrażnienie. Szczególnie jednak podobały mi się postaci z dalszych planów. Żona okrutnego króla, generałowie jego wojska i szpiedzy. Cenię sobie, gdy pisarz nie skupia się wyłącznie na głównych bohaterach historii, ale obdarza charakterem też kolejne jednostki. Lubię doszukiwać się w nich ukrytego znaczenia myśli, zachowań i przeszłości.

Książkę dosłownie pochłonęłam (choć wiem, że trudno o tym tak sądzić, widząc jak długo zajęło mi napisanie recenzji). Ostatnio bardzo dużo zmian pojawiło się na mojej drodze i musiałam wybrać priorytety. Nie zamierzam jednak zaprzestawać pisania, bo to z kolei niezmienne zachęca mnie do czytania, szukania, szperania i odnajdywania nowości, bądź perełek. Wracając jednak do tematu mojego dzisiejszego stukania o klawiaturę. Serdecznie polecam Wam tę książkę. Przypominała mi nieco cykl o Eragonie i nie, nie ze względu na smoki. Raczej historia, jej osadzenie i postaci wydają mi się po prostu znajome. Aczkolwiek nie bójcie się, jak do tej pory nie pojawił się tu żaden elf.

Kończę na dziś. Życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna wspaniałego dnia, bądź wieczoru, lub po prostu spokojnej nocy :) Serwus, Ludu Książki!