sobota, 20 czerwca 2020

Małgorzata Musierowicz, Emilia Kiereś "Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę"

Wspaniałość pani Małgorzaty Musierowicz - Siostrzycy, Mamy, Żony, Córki, a w odczuciu czytelników prawdziwej Przyjaciółki nie zna granic. Człowiek sobie myśli, że kobieta, która pisze tak ciepłe książki musi być wyjątkowa, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, skąd ta wyjątkowość się bierze. 


Jeśli dobrze wczytać się zarówno w "Tym razem serio.." jak i w "Na Jowisza!..." nie sposób nie zauważyć, iż to, jaką jest autorką i jakie treści przekazuje nam - swoim wiernym fanom Musierowicz, w dużej mierze jest takie, a nie inne dzięki ludziom, którzy ją otaczają. Dzięki rodzinie - domowi, w którym się wychowała i tym, który stworzyła, dzięki przyjaciołom - tym ze szkolnej ławki, tym korespondencyjnym i tym poznanym zupełnie przypadkiem, dzięki ludziom z branży, którzy potrafią przenieść góry oraz dzięki czytelnikom, którzy nie pozostają wyłącznie biernymi obserwatorami procesu twórczego. 

Książka ta, jak sam tytuł wskazuje, faktycznie jest formą uzupełnienia Jeżycjady. Ilustracje namalowane przez autorkę, przedstawiające niezobrazowanych do tej pory bohaterów to prawdziwa perełka. Muszę przyznać, że wiele z tych osób wyobrażałam sobie w zupełnie inny sposób. Opowieści z życia wzięte, które nieco zmienione wplątane zostały w wątki ulubionych bohaterów, to cudowność w czystej formie. Zaś fakt, że niektóre postacie zostały zlepione nie tylko z wyobraźni autorki, ale również z cech osób z jej bliskiego i dalszego otoczenia sprawia, że wyobraźnia się tylko rozpędza. 


Nie wiem czy jest coś przyjemniejszego niż poznanie ukochanego autora nieco bardziej. Móc czytać o sytuacjach z życia wziętych, o anegdotkach rodzinnych, o słoikach pod choinką, o kochanym bracie, mamie, ciotce, mężu i dzieciakach. Wszystkie te zakamarki, do których wpuszcza nas Musierowicz są niczym czterolistna koniczynka znaleziona zupełnie niechcący podczas codziennego spaceru. Przedłużałam proces czytania jak tylko mogłam - czytałam tylko do poduszki, po maksimum trzy rozdziały, ale niestety mimo wszystko zdecydowanie zbyt szybko dotarłam do zakończenia. "Na Jowisza!..." jest książką, o której czytelnik marzy, by nigdy się nie skończyła. Trzymajcie zatem kciuki, by kiedyś pojawił się jeszcze co najmniej jeden taki pomysł. Marzę o tym, by móc przeczytać to jeszcze raz, od nowa. 

środa, 10 czerwca 2020

Agnieszka Urbańska "Na pomoc, Patycjo!"

Przez całe dzieciństwo w czytanych książkach szukałam bohaterów o moim imieniu. Pierwszą Patrycją w literackich poszukiwaniach była Pulpecja Borejko. Poza nią właściwie nie pojawiła się żadna inna postać, która nosiłaby to imię. Niestety najwidoczniej nie jest ono na tyle popularne, ani na tyle wyjątkowe, by pasowało autorom współczesnej i minionej beletrystyki. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam na okładce namiastkę mojego imienia w sąsiedztwie pięknej, rudej burzy włosów - momentalnie zdecydowałam się na zakup książki Agnieszki Urbańskiej. Nie zawiodłam się!

Historia Patrycji Iskierki, na którą wszyscy wołają Patycja zaczyna się dość zwyczajnie. Nowe miejsce zamieszkania, nowa szkoła, nowi koledzy z klasy, nowe wyzwania. Nasza bohaterka ma jednak w sobie coś niezwykłego - ogromną pomysłowość, chęć pomocy każdej napotkanej osobie i niezwykłą charyzmę. Już pierwszego dnia w szkole zachwyca wszystkich zmyślnymi rymowankami na temat każdej osoby w klasie. Po tym wydarzeniu przygody sypią się dosłownie jak z kapelusza. Dziewczynka i jej nowi przyjaciele wprowadzają prawdziwe odświeżenie przy ulicy Promykowej. Zakładają własną kapelę, pomagają starszemu panu nieco odmłodnieć, organizują festyn - słowem, tworzą społeczność wśród dzieci i dorosłych, w której absolutnie każdy czuję się chciany i lubiany. 

Postać Patycji jest wspaniała. Odważna dziewczynka, nie bojąca się wprowadzać swoje niezwykłe plany w życie. Wyciąga niewielką dłoń do każdego potrzebującego, nie straszni jej są podchmurni staruszkowie, ani drapieżni paparazzi. Jej wyobraźnia nie ma granic, a dobre serce z dnia na dzień wydaje się rosnąć w nieskończoność. Wszystko to otoczone jest historią, w której nie ma zbędnego patosu, może nieco fantastyczności, ale nie takiej, która nie mogłaby się w życiu wydarzyć. 

Wydaje mi się, że Patrycja jest bohaterem idealnym dla dzieciaków, które borykają się z tematyką inności. Czy to swojej, czy też rówieśników. Dziewczynka przedstawia wyjątkowość taką, jaką jest - jedyną w swoim rodzaju. Swoim zachowaniem, decyzjami i rozumowaniem podkreśla, że bycie sobą jest po prostu najlepszą opcją, jaką można wybrać i nie ma się absolutnie czego wstydzić.

Aspektem wartym podkreślenia w przypadku tej książeczki jest również jej szata graficzna. Rysunki Marty Krzywickiej idealnie oddają charakter całej historii. Prosta kreska, niepozbawiona dynamiki i iskry wspaniale obrazuje wszystkie przygody, które przytrafiają się dzieciakom z ulicy Promykowej.

W sekrecie mogę zdradzić, że mnie i Patycję łączy nie tylko imię. Otóż podobnie, jak dziewczynka kilka lat temu ścięłam włosy oddając porządny ich kawał na peruki dla osoby dzielnie walczącej z nowotworem. Podzielam zdanie Rudowłosej - jest to coś totalnie niesamowitego!