sobota, 30 lipca 2016

Jojo Moyes "Kiedy odszedłeś"

Na samym początku powinnam Wam przyznać się do dużego błędu. Na tyle dawno nie czytałam literatury kobiecej, że kiedy dorwałam w swoje ręce "Zanim się pojawiłeś" zatraciłam się na tyle, żeby kupić kolejne dwie powieści pisarki. I o ile "Razem będzie lepiej" poszło mi całkiem żwawo, o tyle "Kiedy odszedłeś" totalnie mnie przytłoczyło. Właściwie nie wiem czym dokładnie to było spowodowane. Za dużo chciałam na raz, za dużo tej samej autorki, przytłoczenie trudem życia bohaterów, strach o samą Lou? W każdym razie przeczytałam jedną czwartą książki i się zatrzymałam. Zmęczona i zmartwiona odłożyłam ją na bok sięgając po zamiennik, który znacznie poprawił mi humor czytelniczy. Po trzech tygodniach jednak wróciłam, żeby dowiedzieć się jakie losy czekają jedną z moich ulubionych bohaterek i szczerze mówiąc zupełnie nie żałuję tej przerwy w naszym związku.
Dlatego jeśli macie podobnie jak ja i może nieco za szybko się nudzicie i potraficie szybko przełączać niegdyś ulubioną piosenkę tylko dlatego, że słuchaliście jej non stop przez dziesięć dni, to dobrze Wam radzę - zróbcie sobie przerwę ;)
Przechodząc do meritum, historia Lou zmagającej się z życiem po śmierci Willa jest opowieścią pełną nadziei, ale do ostatnich stron trzymającą w niepewności. Szczerze mówiąc z każdym kolejnym rozdziałem bałam się, że znów ją coś złamie, ktoś ją skrzywdzi i już nigdy nie zdoła podnieść się spod ciężaru trosk. Byłam wręcz zła za niektóre podjęte decyzje mamrocząc pod nosem, że jest głupiutka i sama się o to prosi. Ale potem szybko strofowałam siebie samą, bo przecież zupełnie nie wiem jak to jest stracić tak bliską osobę i to w sposób, który wybrał dla siebie Will. Więc starałam się tłumaczyć decyzje Lou i nie pozwalać złym myślom brać przewagi nad spodziewanym zakończeniem.
W każdym razie mija kolejny miesiąc od kiedy Will nie żyje. Lou zgodnie z obietnicą poleciała do Francji, do Paryża, zaczęła korzystać z życia jednak nie przyniosło to oczekiwanych efektów. O powrocie do domu rodzinnego nie mogło być mowy. Nie wszyscy jeszcze wybaczyli jej podjęte decyzje. Zatrzymuje się więc w Londynie i korzysta z życia. Szukając pracy znów ląduje w czymś zupełnie dla siebie niestosownym, ale odnajduje się wśród podróżnych, z których część też szuka swojego miejsca w tym dziwnym świecie. Wpada w monotonię pracy i użalania się nad sobą, aż w końcu następuje przełom! W każdym razie mogłoby się tak wydawać... Lou niesfornie spada z dachu swojej kamienicy, zaczyna chodzić na spotkania grupy wsparcia, w jej życiu pojawia się nastolatka święcie przekonana, że jest córka Willa i do tego jeszcze ten ratownik Sam. Ta dziewczyna - Lilly zdaje się być jedną wielką kupą zmartwień i kłopotów ze zbyt mocnym makijażem na twarzy. Wyobrażacie sobie co musi się dziać w głowie biednej miłośnicy ekstrawagancji? Myślę, że dzieje się wszystko to, o czym właśnie pomyśleliście. 
Książka, typowo dla Moyes, porusza. I nie chodzi tu o historię samej Lou, ale też jej rodziców i Lilly ,i tych wszystkich obcych ludzi w grupie wsparcia. Kiedy Twój świat zaczyna się kruszyć, ty szukasz choćby odrobiny stabilizacji. Nie musi być dla ciebie szczególnie dobra, ważne żeby wprowadzała spokój. 
Jeśli jesteście ciekawi co stało się z Lou i czy jest w stanie jeszcze odnaleźć choćby okruch szczęścia w swoim życiu nie mając poczucia winy, serdecznie polecam Wam tę książkę. Jojo Moyes znów zmusza czytelnika do myślenia i to w czytaniu jej książek lubię zdecydowanie najbardziej. Te uczucie gdy zamykasz książkę i zastanawiasz się jak sam byś się zachował. Dobrze czasem przemyśleć własne życie. Serwus!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz