środa, 15 czerwca 2016

Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś"

Wiem, wiem, pewnie już każdy z Was przeczytał milion recenzji na temat tej książki. Wiem też jakie jest prawdopodobieństwo, że jestem ostatnią osobą w blogosferze książkowej, która napisze recenzję tej rozbrajającej historii. I muszę przyznać, że nawet zastanawiałam się nad zaniechaniem pisania czegokolwiek, bo pewnie już wszystko zostało na ten temat powiedziane i ludzie może mają już dość tego tematu. Ale chyba nie mogę się powstrzymać gdyż książkę skończyłam czytać już ponad dwa tygodnie temu i nadal mimo mijającego czasu zdarza mi się o niej myśleć, myśleć o życiu człowieka i dyskutować na temat ludzkich wyborów z przyjaciółmi. 
Zacznijmy może od tego, że płacz przychodzi mi łatwo. Nawet jestem skłonna stwierdzić, że irytująco łatwo. Potrafię popłakać się oglądając reklamę, w której dziecko dziękuje rodzicowi za jego poświęcenie, podczas różnego typu zawodów szkolnych czy nawet słuchając muzyki. Możecie sobie więc wyobrazić mnie siedzącą w fotelu z paczką chusteczek u boku, książką w ręku i spływającym makijażem po twarzy. Jojo Moyes pisze doskonale w gatunku przypisywanym jej dziełom - literaturze kobiecej. Książkę dosłownie połyka się w ciągu jednego dnia i naprawdę trudno od niej odejść. Postaci są ludzkie, ich historia nie oderwana od rzeczywistości, a wszystko otoczone wydawać by się mogło uroczym miasteczkiem turystycznym, które przy bliższym poznaniu okazuje się tak samo pokręcone, jak każde inne.
Lou - główna bohaterka powieści z powodu zamieszania związanego z utratą i poszukiwaniem nowej pracy trafia do domu  jednej z zamożniejszych rodzin w miasteczku, by tam opiekować się sparaliżowanym mężczyzną. Will okazuje się jednak nie być starszym panem (tak jak spodziewała się tego Lou), ale wrednym trzydziestolatkiem o niemalże lodowatym usposobieniu. Pierwsze tygodnie w pracy to mordęka, ale dziewczyna nie może pozwolić sobie na rezygnację ze względu na problemy finansowe w domu. Z czasem jednak poznaje prawdziwą historię swojego podopiecznego, każdy najmniejszy kłopot, z którym musi sobie radzić oraz skrywaną przed światem tajemnicę. Powoli Lou zaprzyjaźnia się z Willem i stara poprawić jakość jego życia. Czy to jej się uda? Jaki bieg będą miały wydarzenia związane zarówno z domem rodzinnym Lou jak i jej związkiem z Patrykiem oraz czy stanie się zupełnie nowym człowiekiem dzieki Willowi dowiecie się sami sięgając po książkę. 
Mogę Wam wyłącznie zdradzić, że naprawdę warto. Powieść nie jest płytkim romansikiem sprzedawanym razem z numerem gazet dla gospodyń domowych. To głębokie przemyślenia nad życiem, nad cierpieniem, które człowiek jest w stanie znieść, nad najtrudniejszymi decyzjami i wsparciem osób, które kocha się nad wszystko inne.
Poza tym, to też dobre katharsis. Ja sama płakałam chyba od 1/4 książki, gdy tylko Will wydawał się nieco łągodnieć. A potem nie mogłam przestać myśleć o całej historii przez tydzień (moi przyjaciele mogą potwierdzić). Zachęcona twóczością Moyes jestem już w trakcie czytania "Razem będzie lepiej" i kupna "Kiedy odszedłeś", co tylko potwierdza fakt jak bardzo podobała mi się ta książka. 
Więc, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście koniecznie przeczytajcię "Zanim się pojawiłęś" przed wycieczką na film do kina. Choć ekranizacja zbiera dużo pozytywnych opinii, to wiadomo, że najpierw trzeba przeczytać oryginał.
Miłego tygodnia, Ludu Książek! Serwus!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz