sobota, 2 kwietnia 2016

Terry Pratchett "Kolor magii"

Postanowiłam kontynuować moje zauroczenie Pratchettem i sięgnąć po książkę, która kiedyś mnie pokonała. Wcześniej jednak z ciekawości dotarłam do wiadomości dotyczących zarówno pisarza jak i jego twórczości, o których nie było mowy w "Kiksach klawiatury" (który to zbiór esejów przekonał mnie w ogóle do ponownego spróbowania historii ze Świata Dysku). Okazało się, że typowo dla mnie zaczęłam czytać nie od początku a bardziej od końca cyklu, gdyż dzieje Akwili są ostatnim podcyklem Świata Dysku. Co więcej sam "Kapelusz pełen Nieba" też jest środkową powieścią podcyklu... Kiedy ja się nauczę sprawdzać informację przed, a nie w trakcie czytania? Postanowiłam jednak poprawę i postaram się tej obietnicy dotrzymać, nie wiem tylko czy czytać kolejno według cykli czy może według roku wydania. To jest jeszcze kwestia do ustalenia.
Wracając do "Koloru magii", jest ona pierwszą powieścią cyklu Świata Dysku i pierwszą częścią podcyklu o Rincewindzie. Tutaj proszę o gromkie gratulacje dla mnie, gdyż w końcu sięgnęłam po początek! Wydana w 1983 roku, w Polsce przekładu doczekała się dopiero ponad dziesięć lat później w 1994. Trudno się dziwić, w tamtych czasach wszystko docierało do nas z niemałym opóźnieniem.
Rzecz krąży wokół pechowego maga Rincewinda, któremu nie udało się nigdy ukończyć Niewidzialnego Uniwersytetu i sam potrafi rzucić tylko jedno zaklęcie. Na swej raczej smutnej drodze życia spotyka Dwukwiata - turystę bardzo zamożnego i bardzo nierozsądnego posiadającego mimo wszystko szczególnego osobistego goryla w postaci skrzyni podróżnej z setką małych nóżek i własnym rozumem. Otóż ten oto Dwukwiat przyjechał żeby poznać prawdziwe życie miasta ze wszystkimi jego bójkami, złodziejami, nożownikami, bohaterami i pijatykami, których nasz kochany mag starał się przez całe swoje życie omijać bokiem. Normalnie Rincewind pożyczyłby trochę złota z kuferka turysty i odjechał daleko zanim ktokolwiek by się spostrzegł jednak ze względu na porywczy charakter magicznej walizy (ostatni złodzieje zostali przytrzaśnięci wiekiem wpół  w sposób ostateczny) oraz zaangażowania w to wszystko patrycjusza musiał zmienić nieco swe plany i dalej towarzyszyć poznanemu mężczyźnie w podróży. Jakby tego było mało tłem do całej opowieści jest postać Śmierci, który charakteryzuje się zaiste "czarnym humorem".
"Kolor magii" jest doskonałą komedią fantastyczną. Uśmiałam się w głos kilkukrotnie, zawsze zachwycona błyskotliwością Pratchetta. Odniesienia do współczesności, na przykład tłumaczące działanie ubezpieczeń i związanych z nimi zbiegów okoliczności są idealnie w punkt. Kończąc moje wywody chciałam tylko dać znać, że lektura przyniosła mi wiele radości i zachęcam tych, którzy jeszcze jej nie czytali do sięgnięcia po "Kolor magii", bo po prostu warto.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz