Witajcie po długiej przerwie. Cóż mogłabym przepraszać i mówić, że to się więcej nie powtórzy, ale to byłoby czcze gadanie, bo nie wiadomo co się człowiekowi w życiu przytrafi. Na ten, dajmy na to, przykład ja przez ostatnie miesiące siedziałam z nosem w komputerze i kreśliłam projekt inżynierski. Co prawda dyplom jeszcze nie obroniony (trzymajcie kciuki!), ale praca bezpiecznie złożona w dziekanacie, więc obok nauki do egzaminu jest chwila na odprężenie przy czymś, co ma fabułę i inne takie. Koniec dygresji, zapraszam na krótką recenzję nowego dzieła Joanny Kmieć.
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, jak sprytnymi zwierzątkami są chomiki. Prócz kwestii tak podstawowych, jak liczba zębów - 16, liczba komór żołądka - 2 oraz liczba worków pokarmowych w policzkach, które potrafią rozciągnąć się do wielkości dwukrotności obwodu głowy - 2, są one też piekielnie inteligentne. Na przykład, gdy już zgłodnieją, ale przewrotem losu akurat znajdują się w kieszeni pewnej dziewczynki, to potrafią znaleźć sposób na wydostanie się z potrzasku i wyruszenie w podróż poszukiwawczą za smakołykami. Tak właśnie postąpił Lulek - pupil Julki, którego pewnego pięknego, letniego dnia dziewczynka postanowiła zabrać ze sobą na wycieczkę do zoo. Tam właśnie chomik uciekł z kieszonki dziewczynki i wyruszył na samodzielne poszukiwania czegoś do schrupania. W przygodzie poszukiwawczej Lulka prócz Julki bierze udział cała zgraja dzieciaków z ulicy Księżycowej, czyli: Stefan, Kostek, Aleks, Lidka i Maja. Każde z dzieci ma swoją rolę w misji - dziewczynki rysują podobizny, chłopcy wypatrują przez lornetki i pytają przechodzących ludzi o to, czy widzieli chomika przyjaciółki. Finalnie Lulek wraca do kieszeni Julki i otrzymuje za to smakowitą nagrodę, ale nie obywa się bez zwrotów akcji i niezwykłych przygód.
To urocza historia opowiedziana w poły za pomocą słów, a w poły dzięki pięknym ilustracjom. Strzał w dziesiątkę w przypadku dzieci, które dopiero uczą się czytać i poszukują w lekturze jeszcze nieco pomocy w zrozumieniu tekstu. Pozostając w kwestii obrazków warto zwrócić również uwagę na postać Aleksa, który porusza się na wózku inwalidzkim. Tekst nie wskazuje na niepełnosprawność chłopca. Dopiero dzięki kolorowym rysunkom jesteśmy w stanie spostrzec ten detal. To świetny sposób nauki integracji wśród dzieci - nie wykrzyknikiem i jednoznacznym wskazaniem na różnorodność, ale delikatnym zaznaczeniem naturalności sytuacji.
Za książkę i możliwość jej zrecenzowania bardzo dziękuję Redakcji Wydawnictwa Akapit Press :)