Czy przypadkiem nie wspominałam już, że dobrze jest pisać o miłości? Wydaje mi się, że niejednokrotnie i z całą pewnością nie tak dawno. Otóż wyobraźcie sobie, że za sprawą wspaniałego zbiegu okoliczności ostatnio trafiam na wiele lektur, gdzie miłość gra pierwsze skrzypce. Co ważne, tytuły te nie są historiami o zakochaniu, ale o prawdziwej, dojrzałej, opiewanej przez poetów miłości. I nie, nie robię tego naumyślnie! Książki same wpadają mi w ręce! Tak jakby.
Tym razem w zgodzie z moim zamiłowaniem do rzeczy ładnych, w tym okładek wyjątkowo pociągających, chwyciłam "Dziewczynkę, która wypiła księżyc", bo graficy, którzy projektowali oprawę dali po robocie i należą im się brawa. Czego się spodziewałam? Muszę przyznać - myślałam, że będę czytać książkę dla młodzieży. Sądziłam, że owszem, będzie magiczna, ale przy tym niespecjalnie zmotywuje mnie do jakiejkolwiek refleksji prócz zwykłego zadowolenia z lektury. Zaskoczono mnie jednak tekstem bynajmniej nie o czarach i magii, a o filozofii życia. I ja to lubię, i ja to cenię, i ja mam nadzieję na więcej.
Powieść wydaje się banalna, można by przewidzieć ewentualny bieg wydarzeń, ale właściwie niewiele dzieje się tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Fundamentalne przekonania ludzkie, gra kłamstwa karmionego przez lata, okrucieństwo otoczone strachem i smutkiem, a wszystko to w kontrze do miłości, która swoją łagodnością potrafi zdziałać prawdziwe cuda.
Jestem zachwycona przeczytaną historią. Podobała mi się piękna opowieść, w której nie zabrakło codziennego, ludzkiego rozchwiania, niepewności, przeszkód i woli ich pokonania. Co więcej, każda postać pełna jest symboliki. Wyobrażam sobie ile pracy musiało kosztować autorkę ich stworzenie. Nawet tak dalekiemu w planie wujowi Gherlandowi nie pozwolono być bezbarwnym, ani po prostu złym. Prześwitami nie większymi od główki igły przedostaje się przez niego cieniutka nić niepewności, być może nawet dobra. Naprawdę biję ukłony za tak fantastyczne tworzenie bohaterów i ich profilu psychologicznego, a Was zachęcam do sięgnięcia po "Dziewczynkę..." choćby po to, by przypomnieć sobie, co w życiu jest tak naprawdę ważne.