Uwielbiam targi książkowe wszelkiej maści, gdyż często to właśnie na takich eventach udaje mi się znaleźć sporo książek, o których istnieniu nie miałam pojęcia, a które po niedługim czasie okazują się wspaniałymi perełkami. W tym roku po raz pierwszy trafiłam na targi książki dla dzieci i to był mój osobisty strzał w dziesiątkę. Warszawskiego Konesera opuściłam z ogromną płócienną torbą po brzegi wypełnioną książkami i prezentami dla dzieciaków w mojej rodzinie. Co jednak najprzyjemniejsze, to fakt, że udało mi się zamienić kilka słów z różnymi wydawnictwami pytając o tematykę pozycji, które oferują, o ilustracje, o autorów i o ogólny odbiór wśród dziatwy. Poznałam kilka zupełnie nowych wydawnictw, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, bo niestety giną w natłoku tych popularniejszych i większych. Do jednych z tych nowo poznanych należy Wydawnictwo Dwukropek, które przyciągnęło mnie do swojego stoiska wspaniałymi, kolorowymi i wymyślnymi okładkami. Mój wzrok niemal natychmiast padł na "Hotel Winterhouse" i po kilku słowach o czym to właściwie i dlaczego warto zdecydowałam się spróbować książek od Dwukropka.
Tym razem naszą bohaterką jest dziewczynka o niesłychanym wręcz nosie do zagadek słownych. Fascynują ją znaczenia wyrazów, źródło ich pochodzenia, szyki zdań, możliwość, które w ogóle niosą ze sobą litery, głoski i słowa. Wiecie na przykład czym jest drabinka słowna, albo czym rządzi się anagram? Elizabeth w tych i w wielu innych przypadkach doszła już niemal do mistrzostwa, co przez niektórych (czytaj przez ciotkę i wuja) uznawane jest za dalece nienaturalne dla nastolatki. Dziewczynka mieszka z wujami od śmierci rodziców i codziennie wysłuchuje o ilości wydanych na nią pieniędzy, o kłopotach, które przysparza, o barierach, które im stwarza i ogólnie jakie to jest skaranie mieć taką dziewczynę pod swoim dachem.
Życie Elizabeth jak możecie wnioskować po pierwszych słowach tej recenzji nie jest usłane różami. Naprawdę trudno jest odnaleźć się w świecie, gdzie nie można uświadczyć ludzkiej sympatii. W celu zilustrowania sytuacji w jakiej znajduje się nasza bohaterka wyobraźcie sobie spędzanie świąt daleko od bliskich, zupełnie samotnie, w miejscu, w którym nigdy nie byliście. Razem z rozpoczęciem przerwy bożonarodzeniowej Elizabeth zostaje wysłana przez wujostwo do hotelu w górach. Ma tam spędzić trzy długie tygodnie. Ciotka wyprawia ją z reklamówką z kilkoma ciuchami i trzema dolarami na niezbędne wydatki. Całe szczęście hotel, do którego dociera późną godziną wieczorną okazuje się prawdziwą bajką. Jest ogromny i piękny, a jego właściciel osobiście wita dziewczynkę i odprowadził ją do pokoju. Jak to możliwe, że wujostwo stać na całe trzy tygodnie pobytu Elizabeth w takim miejscu?
Wielu gości, otwarcie mówi, że przyjeżdża do Winterhouse regularnie czując się w nim jak w drugim domu. Wyjątek stanowi małżeństwo w czerni, które przyprawia dziewczynkę o gęsią skórkę. Ich dziwne zachowanie rozpala czerwoną lampkę w głowie dziewczynki. Z czasem Elizabeth poznaje tajemnice hotelu, który wprost czeka na ich wyjawienie i rozwiązanie wszystkich zagadek drzemiących w starych ramach, za zamkniętymi drzwiami jak i między bibliotecznymi zbiorami. To właśnie biblioteka hotelu Winterhouse jest pierwszym puzzlem tej niezwykłej układanki. Elizabeth bowiem już pierwszej nocy jest świadkiem niepokojących wydarzeń mających miejsce wśród książek i niedługo potem znajduję maszynopis czegoś, co jest wspaniale tajemnicze i musi zostać w całości przeczytane.
Z czasem wydarzenia w hotelu Winterhouse przyjmują dziwny obrót. W centrum wydarzeń znajduje się wcześniej wspomniane małżeństwo i Norbridge. Całą trójkę zdaje się łączyć coś więcej niż zależność goście-właściciel i Elizabeth z pomocą nowego przyjaciela - Freddiego ma zamiar odkryć tę tajemnicę. Dziewczynka nie wie jednak, że to będzie bardzo niebezpieczne zadanie. Może jednak, dzięki feriom spędzonym w hotelu Wintehouse, Elizabeth dowie się czego więcej o samej sobie?
Książka jest super. Trochę jak klasyczne powieści detektywistyczne XIX wieku, trochę jak opowiadanie z pogranicza fantasy. Nadal nie wiem czy którakolwiek postać zasłużyła na miano mojego faworyta - niestety żaden bohater nie zyskał mojej pełnej sympatii. Nie zmienia to jednak faktu, że książka mi się podobała i chętnie sięgnę po kolejną część, a Was namawiam do lektury. Serwus, Ludu Książki!
Tym razem naszą bohaterką jest dziewczynka o niesłychanym wręcz nosie do zagadek słownych. Fascynują ją znaczenia wyrazów, źródło ich pochodzenia, szyki zdań, możliwość, które w ogóle niosą ze sobą litery, głoski i słowa. Wiecie na przykład czym jest drabinka słowna, albo czym rządzi się anagram? Elizabeth w tych i w wielu innych przypadkach doszła już niemal do mistrzostwa, co przez niektórych (czytaj przez ciotkę i wuja) uznawane jest za dalece nienaturalne dla nastolatki. Dziewczynka mieszka z wujami od śmierci rodziców i codziennie wysłuchuje o ilości wydanych na nią pieniędzy, o kłopotach, które przysparza, o barierach, które im stwarza i ogólnie jakie to jest skaranie mieć taką dziewczynę pod swoim dachem.
Życie Elizabeth jak możecie wnioskować po pierwszych słowach tej recenzji nie jest usłane różami. Naprawdę trudno jest odnaleźć się w świecie, gdzie nie można uświadczyć ludzkiej sympatii. W celu zilustrowania sytuacji w jakiej znajduje się nasza bohaterka wyobraźcie sobie spędzanie świąt daleko od bliskich, zupełnie samotnie, w miejscu, w którym nigdy nie byliście. Razem z rozpoczęciem przerwy bożonarodzeniowej Elizabeth zostaje wysłana przez wujostwo do hotelu w górach. Ma tam spędzić trzy długie tygodnie. Ciotka wyprawia ją z reklamówką z kilkoma ciuchami i trzema dolarami na niezbędne wydatki. Całe szczęście hotel, do którego dociera późną godziną wieczorną okazuje się prawdziwą bajką. Jest ogromny i piękny, a jego właściciel osobiście wita dziewczynkę i odprowadził ją do pokoju. Jak to możliwe, że wujostwo stać na całe trzy tygodnie pobytu Elizabeth w takim miejscu?
Wielu gości, otwarcie mówi, że przyjeżdża do Winterhouse regularnie czując się w nim jak w drugim domu. Wyjątek stanowi małżeństwo w czerni, które przyprawia dziewczynkę o gęsią skórkę. Ich dziwne zachowanie rozpala czerwoną lampkę w głowie dziewczynki. Z czasem Elizabeth poznaje tajemnice hotelu, który wprost czeka na ich wyjawienie i rozwiązanie wszystkich zagadek drzemiących w starych ramach, za zamkniętymi drzwiami jak i między bibliotecznymi zbiorami. To właśnie biblioteka hotelu Winterhouse jest pierwszym puzzlem tej niezwykłej układanki. Elizabeth bowiem już pierwszej nocy jest świadkiem niepokojących wydarzeń mających miejsce wśród książek i niedługo potem znajduję maszynopis czegoś, co jest wspaniale tajemnicze i musi zostać w całości przeczytane.
Z czasem wydarzenia w hotelu Winterhouse przyjmują dziwny obrót. W centrum wydarzeń znajduje się wcześniej wspomniane małżeństwo i Norbridge. Całą trójkę zdaje się łączyć coś więcej niż zależność goście-właściciel i Elizabeth z pomocą nowego przyjaciela - Freddiego ma zamiar odkryć tę tajemnicę. Dziewczynka nie wie jednak, że to będzie bardzo niebezpieczne zadanie. Może jednak, dzięki feriom spędzonym w hotelu Wintehouse, Elizabeth dowie się czego więcej o samej sobie?
Książka jest super. Trochę jak klasyczne powieści detektywistyczne XIX wieku, trochę jak opowiadanie z pogranicza fantasy. Nadal nie wiem czy którakolwiek postać zasłużyła na miano mojego faworyta - niestety żaden bohater nie zyskał mojej pełnej sympatii. Nie zmienia to jednak faktu, że książka mi się podobała i chętnie sięgnę po kolejną część, a Was namawiam do lektury. Serwus, Ludu Książki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz