Małgorzata Musierowicz zajmuje specjalne miejsce w moim czytelniczym sercu. "Kłamczucha" wpadła mi w ręce dokładnie w chwili, gdy tego bardzo potrzebowałam. Tak już chyba jest z przeznaczeniem, prawda? Z każdą kolejną lekturą Jeżycjady nastoletnia dziewczynka, którą byłam uczyła się życzliwości, zrozumienia i niezmąconej pogody ducha. Myślę, że teksty Pani Małgosi poniekąd ukształtowały dorosłego, jakim się stałam i już zawsze będę jej za to wdzięczna.
Jednym z założeń mojego czytelniczego ducha na lata dwudzieste jest przeczytanie dodatkowych tekstów spod pióra ukochanej pisarki. Okazuje się jednak, że zdobycie ich nie jest wcale tak proste. Dzięki temu, szukając w czeluściach internetów "Tym razem serio", zostałam szczęśliwą posiadaczką 8 dubletów poszczególnych części Jeżycjady. Stało się to za sprawą antykwariatu, który zestaw książek sprzedawał w cenie, w której inni wystawiali na licytację samą niebieską okładkę z uroczą pszczółką na czele. Uznałam to za uśmiech losu i książki, które powtórzyły się w mojej biblioteczce z biegu oddałam znajomym dziewczynkom, by też mogły pokochać Borejków i ich przyjaciół.
Wcześniej, naturalnie, przeczytałam kilka recenzji na lubimyczytać.pl, żeby mniej więcej wiedzieć czego się spodziewać. Zdziwiła mnie spora liczba negatywnych opinii i szczerze mówiąc nieco zniechęciła. Całe szczęście niepotrzebnie się martwiłam. Książkę połknęłam w jeden wieczór - trudno inaczej, skoro ma zaledwie dziewięćdziesiąt stron i składa się głównie z korespondencji. Po namyśle stwierdzam wręcz, że trudno nazwać to autobiografią, bo Musierowicz pisze raczej o ludziach, których spotkała w swoim życiu, nie zaś o samej sobie. Niektórym przeszkadza, że za mało w tym wszystkim Jeżycjady. Sama nigdy bym tak nie stwierdziła. Każda osoba, którą przedstawia nam pisarka w jakiś sposób zajęła miejsce na Jeżycach czy to skrywając się pod cechami charakteru którejś z postaci, czy też wpływając na fabułę doświadczeniem życiowym.
Pokrzepiające jest to, jak wiele wspaniałych osób wiąże się z samą Małgorzatą Musierowicz. Poczynając od rodziny tej bliższej i dalszej, aż do przypadkowo spotkanych ludzi, którzy stali się przyjaciółmi na całe życie. Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być rodzeństwem kogoś super ważnego dla świata kultury kraju i nie tylko? Czy nie zabawna jest perspektywa Stanisława Barańczaka, który odgrywa rolę starszego-młodszego brata pilnującego, by siostra nie spotykała się z byle kim? Gdybyście wiedzieli w jaki niepohamowany zachwyt wpadłam dowiedziawszy się, że profesor Dmuchawiec właściwie faktycznie istniał! Co prawda nie był to jeden mężczyzna, a kilku, ale fakt posiadania takich nauczycieli w swoim życiu, to musiało być coś niezwykłego!
Kończąc: po lekturze "Tym razem serio" czuję się pełna nadziei. I jest to najwspanialsze z uczuć! Dziękuję Pani Małgosiu!
Jednym z założeń mojego czytelniczego ducha na lata dwudzieste jest przeczytanie dodatkowych tekstów spod pióra ukochanej pisarki. Okazuje się jednak, że zdobycie ich nie jest wcale tak proste. Dzięki temu, szukając w czeluściach internetów "Tym razem serio", zostałam szczęśliwą posiadaczką 8 dubletów poszczególnych części Jeżycjady. Stało się to za sprawą antykwariatu, który zestaw książek sprzedawał w cenie, w której inni wystawiali na licytację samą niebieską okładkę z uroczą pszczółką na czele. Uznałam to za uśmiech losu i książki, które powtórzyły się w mojej biblioteczce z biegu oddałam znajomym dziewczynkom, by też mogły pokochać Borejków i ich przyjaciół.
Wcześniej, naturalnie, przeczytałam kilka recenzji na lubimyczytać.pl, żeby mniej więcej wiedzieć czego się spodziewać. Zdziwiła mnie spora liczba negatywnych opinii i szczerze mówiąc nieco zniechęciła. Całe szczęście niepotrzebnie się martwiłam. Książkę połknęłam w jeden wieczór - trudno inaczej, skoro ma zaledwie dziewięćdziesiąt stron i składa się głównie z korespondencji. Po namyśle stwierdzam wręcz, że trudno nazwać to autobiografią, bo Musierowicz pisze raczej o ludziach, których spotkała w swoim życiu, nie zaś o samej sobie. Niektórym przeszkadza, że za mało w tym wszystkim Jeżycjady. Sama nigdy bym tak nie stwierdziła. Każda osoba, którą przedstawia nam pisarka w jakiś sposób zajęła miejsce na Jeżycach czy to skrywając się pod cechami charakteru którejś z postaci, czy też wpływając na fabułę doświadczeniem życiowym.
Pokrzepiające jest to, jak wiele wspaniałych osób wiąże się z samą Małgorzatą Musierowicz. Poczynając od rodziny tej bliższej i dalszej, aż do przypadkowo spotkanych ludzi, którzy stali się przyjaciółmi na całe życie. Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być rodzeństwem kogoś super ważnego dla świata kultury kraju i nie tylko? Czy nie zabawna jest perspektywa Stanisława Barańczaka, który odgrywa rolę starszego-młodszego brata pilnującego, by siostra nie spotykała się z byle kim? Gdybyście wiedzieli w jaki niepohamowany zachwyt wpadłam dowiedziawszy się, że profesor Dmuchawiec właściwie faktycznie istniał! Co prawda nie był to jeden mężczyzna, a kilku, ale fakt posiadania takich nauczycieli w swoim życiu, to musiało być coś niezwykłego!
Kończąc: po lekturze "Tym razem serio" czuję się pełna nadziei. I jest to najwspanialsze z uczuć! Dziękuję Pani Małgosiu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz