Słowem wstępu: siedzę właśnie trzeci dzień zdychając z powodu przeziębienia. Nie byłam chora już od jakiegoś czasu i bardzo sobie chwaliłam ten stan, ale ostatnio miałam tyle stresów i zadań do wykonania "na już" (czytaj całe dnie przed komputerem walcząc z AutoCadem i 3DSmaxem), że jak tylko oddałam część projektów i mogłam odetchnąć, adrenalina zeszła osłabiając odporność. Każdy z Was z pewnością przeszedł przeziębienie latem. Gorąco na dworze, a Tobie raz zimno, raz upalnie. Znajomi chodzą na wieczorne imprezy, popołudniowe spacery i tym podobne, a Ty leżysz w łóżku pocąc się niemiłosiernie z fortyfikacją stworzoną z zasmarkanych chusteczek. Na szczęście w podobnym stanie mogę wykonywać kilka czynności, w tym czytać i pisać, więc oto recenzja!
Po tym jak utonęłam w morzu miłości do Jessie Burton po przeczytaniu "Muzy" czułam, że i sławna "Miniaturzystka" z pewnością mnie nie zawiedzie. Nie myliłam się. Czekałam długo, bo dopadła mnie sesja i pustka w portfelu, ale gdy zaczęłam lekturę już od pierwszych stron zaintrygowała mnie historia kryjąca się za charakterem domu, do którego trafiła młodziutka Nella

Pytań bez odpowiedzi pozostawiam wiele. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale odkrycie odpowiedzi na nie, całkowicie pozbawi Was przyjemności lektury, która de facto najeżona jest niemal nieosiągalną ilością zwrotów akcji. Czytało się to wszystko z prawdziwą przyjemnością i chęcią przedłużania ciągu historii mimo dobiegającej już trzeciej nad ranem. Postacie są barwne - ani jednej z nich nie można wrzucić do worka z napisem "bez wyrazu". Nawet bohaterów trzeciego planu i dalej jesteśmy w stanie poznać dzięki zachowaniu opisanym przez autorkę powieści. Obserwujemy również życiową metamorfozę Nelli, której narracja prowadzi nas przez całą historię. Wszystko to fantastycznie podkreślone jest tajemnicą i nutką czegoś, co nazwałabym magią. Podobny sposób szycia płótna doskonałej powieści porównałabym do twórczości Zafona. Wiem, że część z Was (zwłaszcza miłośnicy tegoż pisarza) zaczną się ze mną w tej kwestii spierać, ale będę Wam wdzięczna jeśli pozwolicie mi otwarcie wygłaszać własną opinię, w końcu po to powstał ten blog.
Otwarte zakończenie uważam za strzał w dziesiątkę. Cenię sobie, gdy pisarz dzieli się ze mną powieścią, pozwalając poprowadzić jej dalszy scenariusz drogą, którą sama sobie wybiorę. Z utęsknieniem czekam na kolejną powieść Jessie Burton, a Wam serdecznie polecam książki tej autorki dostępne na naszym rynku wydawniczym. Serwus, Ludu Książki!
Czytałam tę książkę w ubiegłym roku i muszę stwierdzić, że nie zachwyciła mnie, a szkoda, bo wiązałam z nią wielkie nadzieje :( Tzn nie była zła, ale nie wzbudziła takiego "wow", jakiego oczekiwałam.
OdpowiedzUsuńU mnie w takim razie było zupełnie odwrotnie :) Pisarka wydaje się idealnie trafiać w mój gust czytelniczy.
OdpowiedzUsuń