środa, 16 maja 2018

Emilia Kiereś "Srebrny dzwoneczek"

Świat wydaje się niepokojący, kiedy jest się małą dziewczynką. Zwłaszcza, gdy w rodzinie wszystko się zmienia: nie ma już wspólnych wakacji z rodzicami, za chwilę pojawi się nowe dziecko, po wakacjach idziesz do szkoły i jeszcze wysyłają Cię na nocowanie w mało znane miejsce. Są jednak takie momenty, którym nawet siedmiolatka musi głęboko odetchnąć i stawić czoła. Dlatego też Marysia, gdy słyszy, że czeka ją wycieczka do cioci Ani przyjmuje tę informację z chłodnym przyzwoleniem i lokuje się w niewielkim pokoju, gdzie okno zasłania ciągnący się w nieskończoność bluszcz. Co ciekawe wakacje u energicznej siostry Mamy okazują się bardzo przyjemne. Marysia lubi obserwować życie na podwórku i ciocię-krawcową przy pracy. Odkrywa również niezwykły biały domek na działce obok, do którego prowadzi dziura w żywopłocie. Zupełnie jak w "Tajemniczym Ogrodzie"!. Mimo ogólnego twierdzenia, że w białym domku nikt nie urzęduje, dziewczynka zakrada się na jego podwórko i odkrywa, że wszyscy się mylą, bo tuż przy wysokiej wiśni siedzi siwiuteńska babcia i wiesza na gałęziach maluśkie dzwoneczki. Niewiele potrzeba, by wraz z przyjaźnią do starszej pani Marysia poczyniła krok ku dwóch innym postaciom. Podpowiadam, że jedna z nich biega na czterech łapach! Kilka ciepłych słów płynących prosto z serca może zmienić tak wiele! A co dokładnie? By tego się dowiedzieć koniecznie sięgnijcie po książkę Emilii Kiereś!



Powiedzieć, że "Srebrny dzwoneczek" mi się podobał, to powiedzieć za mało. Od pierwszych stron tej niepozornej książeczki zostałam zabrana do cudownego odludzia, gdzie starsze panie witają uśmiechem, a koty majestatycznie przechodzą przez ulicę. Nie tylko przekazano mi ten wspaniały świat za pomocą słów, ale również ilustracjami stworzonymi przez Małgorzatę Musierowicz we własnej osobie! Tego mi było trzeba. To było mi niezbędne.

Ale wiecie, co tak naprawdę zachwyciło mnie w tej krótkiej historii najbardziej? Autentyczność. Nie wiem jak wyglądało Wasze dzieciństwo, ale ja, podobnie do Marysi byłam dzieckiem potwornie nieśmiałym i przeżywającym każdą nową sytuację ze zdwojonym przestrachem. Szkoła była owszem ekscytująca, ale wychowując się z dużo starszym rodzeństwem właściwie nie wiedziałam czego się  po niej spodziewać. Jeśli ktoś mi dokuczał, to załamywałam się w jednej chwili, natychmiast uciekając do łazienki i pochlipując za zamkniętymi drzwiami. Z biegiem lat nauczyłam się dystansu do siebie i odszczekiwania tym najbardziej natrętnym, ale wcześniej nie wyglądało to tak kolorowo. W każdym razie czytając powieść Emilii Kiereś rozumiałam każdą myśl kotłującą się w główce miłośniczki srebrnych dzwoneczków. Autorka przypomniała mi o tym, że warto otwarcie rozmawiać z dziećmi, ale także ukoiła moje nerwy tym, że są na półkach w księgarniach i bibliotekach książki, które podniosą na duchu każdą małą dziewczynkę, która po nie sięgnie. 

Pamiętajcie: dziecięca odwaga jest ogromna, a niezwykłości kryje się w codzienności!



Za książkę i możliwość jej zrecenzowania bardzo dziękuję Redakcji Wydawnictwa Akapit Press :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz