Dawno nie było tu powieści dla nastolatek! Chociaż nie, chyba była. Ale za to dawno nie było tu powieści dla nastolatek polskiego autora! A nie, no z tym też trudno się zgodzić. Wiem! Dawno nie było tu powieści dla nastolatek, polskiego autora, w której główną rolę odgrywają siostry. Holender, to też nie jest prawdą. Wiecie co? Dawno nie było tu powieści dla nastolatek, pisanej przez polskiego autora, w której główną rolę odgrywają siostry, a najstarsza z nich ma na imię Michalina. Uf... to wstęp mamy już za sobą.
A więc: nie tak dawno temu, w małym domku na ulicy jednego z przodujących w ofiarności świętych mieszkały trzy siostry - Michalina, Karolina i Zuzanna. Do rodziny tej należy też pies imieniem Pimpek. Mama wiecznie w biznesowych delegacjach. Tata na betonowym słupie szuka sensu życia. Ogólnie życie jak sami rozumiecie nie rozpieszcza dziewczynek. Pewnego wieczora pojawia się kolejna twarz do wykarmienia w postaci ojca ojca, czyli dziadka o dźwięcznym imieniu Melchior, a w ślad za nim pysk kota imieniem Baltazar (Kacper, Melchior i Baltazar, nadążacie?). I tutaj tak naprawdę dopiero się zaczyna. Dziadek wprowadza w domu własne reguły: owsianka na śniadanie, zdrowa żywność na resztę dnia, gimnastyka, porządki w pokojach oraz codzienna dawka mądrości ludowych, czyli po ludzku mówiąc przysłów.
Całe szczęście siostry Bronzik nie dadzą sobie w kaszę dmuchać (dalej mkniemy motywem przysłów polskich) i nie pozostają dziadkowi bierne. Same odnajdują kontratakujące przysłowia, na śniadania spożywają jogurty i grzanki, a w razie potrzeby nie będą się bały wynieść z domu rozstawiając na podwórku wakacyjny namiot. A niech staruszek wie, że nie są bezbronne! Przynajmniej w domu, bo w szkole w przypadku Miśki różnie bywa. Wiecie, ostatnia klasa gimnazjum, zbliżają się egzaminy, od których tyle zależy, do tego niespełnione zauroczenia i wieczne niezrozumienie ze strony koleżanek. Niby jest szansa na chwilę oddechu dzięki szkolnemu kółku teatralnemu, ale na zbyt wiele nikt by nie liczył. Chyba, że wydarzy się coś nadzwyczajnego, na przykład nowa dziewczyna w klasie i jej przywiązanie do jedynego chłopaka, który kiedykolwiek wpadł ci w oko.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że książka, której tytuł widzicie w nagłówku jest moją, jak dotąd, ulubioną powieścią Agnieszki Tyszki. Pełna zrozumienia, młodzieńczej i dojrzałej niepewności, życzliwości i prostoty. Cudo! Jestem zachwycona nie tylko siostrami Bronzik, które bez dwóch zdań tworzą filar całej historii, ale przede wszystkim ich Dziadkiem. Sama ledwo pamiętam swoich i ta tęsknota prawdopodobnie budzi się automatycznie, gdy czytam coś o starszych panach, ale Melchior, to jest inna bajka. Ten facet ma w sobie coś niesamowitego. Wiecie co to takiego? Szczerość. Często, gęsto starsze osoby kojarzą nam się z wszystkowiedzącymi facetkami (bo te słowo wydaje się pasować najbardziej), które stoją pierwsze w kolejce do oceniania i drzwi w tramwaju. Z Melchiorem jest inaczej. On chce naprawić błędy, przyznaje się do nich, jest subtelny i brak w nim roszczeniowości. Świetnie stworzona postać, a sama narracja i fabuła książki, to taka przyjemna, pełna humoru rozrywka! Polecam Wam z całego serca, a sama biorę się za biografię księżnej Daisy, której recenzji możecie się niedługo spodziewać. Serwus!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz