Dzień dobry. Dlaczego tak oficjalnie zapytacie? Ja zaś zakrzyknę z całą mocą i wytłumaczę jak części ludzi, z którymi witam się na co dzień, że nie formuła była moją intencją, a sam fakt życzenia przyjemnego dnia. Tak więc aloha i zacznijmy dzisiejsze wywody. Moja sympatia do autorki, o książce której dziś Wam nieco opowiem, rośnie wprost proporcjonalnie do ilości pozycji bibliotecznych, z którymi się zapoznaje. Koniki z Szumińskich łąk, to absolutnie miód na moje serce. August, to powieść z przesłaniem, które może zamknąć się w splocie kilku liter - życzliwość.
By w pełni poczuć magię słowa, które będzie dziś kluczem całej interpretacji musicie przenieść się wraz ze mną do Szumina. Wyobraźcie sobie kratownicę pól ze zbożem, kukurydzą, sianem. Dołóżcie do tego kilka żwirowych dróg i stojących przy nich drewnianych i murowanych domków wraz z gospodarstwami. Wieczorem słyszycie szum świerszczy, rankiem pianie koguta. Już tam jesteście? W takim razie skierujmy się do stadniny, gdzie mieszka nasza bohaterka - Klara i jej kuc islandzki imieniem August. To już koniec lata i Klara szykuje się do nowego roku szkolnego. Pierwszego września czeka ją jednak niespodzianka - w jej klasie pojawi się nowa koleżanka, a wraz z nią cienka nić smutku i rozgoryczenia. Trudno dziwić się tym nastrojom zważywszy na przykrości, które ostatnio spotkały jej rodzinę. Całe szczęście trafiła do miejsca zamieszkanego przez mądrych ludzi, przepełnionych czystą empatią. Pomysły na pomoc Paulinie i jej mamie - Arletcie sypią się jak z kapelusza, a głównymi zaangażowanymi w działanie są Klara i jej przyjaciółka Hania. Niestety nie obejdzie się bez kilku potknięć i przeciwności losu, ale czym byłoby życie bez nich, prawda? Dziewczynki nie poddają się zatem ani na moment zaskarbiając sobie tym samym przyjaźń nowej koleżanki. Pytanie tylko czy kolejne problemy nie zniechęcą naszej drużyny, ani nie zniweczą ich wielkich planów?
Ta książka jest wprost przepełniona mądrościami, które powinny zostać przekazywane młodszemu pokoleniu. Momentami może wydawać się infantylna lub nieco zbyt idealistyczna, ale wydaje mi się, że takie odczucia są spowodowane wyłącznie rzeczywistością, w której nas zasadzono i sceptycznym nastawieniem, którego uczy nas doświadczenie złego. Być może wystarczyłoby odwiedzić Szumińskie łąki, by dać sobie szansę na marzenia o społeczeństwie, które wspiera się bezwarunkowo. Jeśli zaś nie odnajdujemy na mapie takiego miejsca, chwyćmy za "Koniki z Szumińskich łąk", bo z lektury tej książki nawet my - dorośli jesteśmy w stanie się naprawdę wiele nauczyć o życzliwości, przyjaźni i współpracy.
Ponad to moje serce skradło miejsce, w którym zamieszkała Paulina z mamą - domek babci Nadzi. Nie wyobrażacie sobie mojego zachwytu, kiedy po raz pierwszy przeczytałam to imię. Moja babcia od strony mamy miała na imię właśnie Nadzieja i wszyscy mówiliśmy o niej "babcia Nadzia". Zatem wraz z pierwszym wspomnieniem o niej w książce uderzyła we mnie ogromna fala nostalgii i już wiedziałam, że do końca lektury będę wyszukiwać każdych wspomnień o tej kochanej staruszce.
Czy muszę pisać, że polecam tę lekturę? Chyba byłoby to zupełnie zbędne. W każdym razie mnie naprawdę poprawiła ona nastrój i dała porządnego kopniaka do pomogania innym, czego i Wam z całego serca życzę. Serwus Ludu Książki!
Ta książka jest wprost przepełniona mądrościami, które powinny zostać przekazywane młodszemu pokoleniu. Momentami może wydawać się infantylna lub nieco zbyt idealistyczna, ale wydaje mi się, że takie odczucia są spowodowane wyłącznie rzeczywistością, w której nas zasadzono i sceptycznym nastawieniem, którego uczy nas doświadczenie złego. Być może wystarczyłoby odwiedzić Szumińskie łąki, by dać sobie szansę na marzenia o społeczeństwie, które wspiera się bezwarunkowo. Jeśli zaś nie odnajdujemy na mapie takiego miejsca, chwyćmy za "Koniki z Szumińskich łąk", bo z lektury tej książki nawet my - dorośli jesteśmy w stanie się naprawdę wiele nauczyć o życzliwości, przyjaźni i współpracy.
Ponad to moje serce skradło miejsce, w którym zamieszkała Paulina z mamą - domek babci Nadzi. Nie wyobrażacie sobie mojego zachwytu, kiedy po raz pierwszy przeczytałam to imię. Moja babcia od strony mamy miała na imię właśnie Nadzieja i wszyscy mówiliśmy o niej "babcia Nadzia". Zatem wraz z pierwszym wspomnieniem o niej w książce uderzyła we mnie ogromna fala nostalgii i już wiedziałam, że do końca lektury będę wyszukiwać każdych wspomnień o tej kochanej staruszce.
Czy muszę pisać, że polecam tę lekturę? Chyba byłoby to zupełnie zbędne. W każdym razie mnie naprawdę poprawiła ona nastrój i dała porządnego kopniaka do pomogania innym, czego i Wam z całego serca życzę. Serwus Ludu Książki!
Za książkę i możliwość jej zrecenzowania bardzo dziękuję Redakcji Wydawnictwa Akapit Press :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz