Ależ dziś ponuro. Niby lato, niby ciepło, ale mimo wszystko człowiekowi oczy same się kleją do snu. Siedzę ostatkiem sił za biurkiem i tylko spoglądam na zegarek oczekując magicznej godziny zero. Czasu, który pozwoli mi wyłączyć komputer, ubrać się i uciec do domu, pod koc. Do kubka z koalą na froncie i naparem z zielonej herbaty z kiwi i poziomką. Wakacyjny duch zabawy i energii w tym roku zupełnie mnie nie nawiedził. Ale ale! Obroniłam inżyniera z architektury. Na pięć. Zasłużyłam więc na oddanie się tysiącu lektur!
Nie znam lepszego sposobu na powrót do czytania po długim poście, jak chwycenie za którąkolwiek część "Jeżycjady". Mój projekt zapoznania się z całością na nowo trwa już jakiś czas, zatem wybór tytułu był dość prosty - kolejna część po "Opium w rosole". Padło zatem na historię Bebe i jej wczesnojesienne rozterki.
Bebe jest licealistką i właśnie mknie do domu z letniego obozu. Poznań jest parny, a w domu pusto. Mama nie wróciła jeszcze ze Stanów, a Konrada trzeba odebrać późniejszym popołudniem z kolonii. Wszystko jest pod linijkę, zaplanowane, zgodnie z grafikiem - tak, jak Bebe lubi najbardziej. Najgorsze, co się może w życiu wydarzyć, to zaburzenie tej starannie wypracowanej równowagi. Stoicka postawa nastolatki, to efekt próby stworzenia balansu dla barwnej postaci rodzicielki, zdecydowanie wyczerpującej limit eklektyzmu na ich wspólne, poznańskie M2. Cóż jednak po długoletnich treningach, skoro życie wcale nudy nie lubi i ukazuje to w najmniej spodziewanych momentach? Skoro tylko dziewczyna odnalazła idealną równowagę wszystko przewraca się do góry nogami. Mama wysyła list, że dostała pracę za oceanem i zostanie tam na dłużej, opiekunką Bitnerów zostaje zupełnie nieodpowiednia do tej roli Aniela, a Kozio przechodzi załamanie spowodowane bezsilnością. Na domiar złego zaraz zaczyna się rok szkolny, a Bebe absolutnie nie znosi fizyki ze wzajemnością rzeczonej, jak i pryncypała naukę tę wykładającego. Czy mogło być gorzej? Chyba nie. No naprawdę Los musiałby się bardzo postarać.
I tu Wam podpowiem: nigdy nie wątpcie w przewrotność Losu. Ani w jego przeciwności. Ani w to, że być może jest przypadkowy. A już na pewno nie w jego wyczucie czasu. Otóż on to właśnie w najmniej oczekiwanym momencie przyprowadził pod okno niespokojnej Bebe Damba i jego niesamowite spojrzenie na świat.
Nie znam lepszego sposobu na powrót do czytania po długim poście, jak chwycenie za którąkolwiek część "Jeżycjady". Mój projekt zapoznania się z całością na nowo trwa już jakiś czas, zatem wybór tytułu był dość prosty - kolejna część po "Opium w rosole". Padło zatem na historię Bebe i jej wczesnojesienne rozterki.
Bebe jest licealistką i właśnie mknie do domu z letniego obozu. Poznań jest parny, a w domu pusto. Mama nie wróciła jeszcze ze Stanów, a Konrada trzeba odebrać późniejszym popołudniem z kolonii. Wszystko jest pod linijkę, zaplanowane, zgodnie z grafikiem - tak, jak Bebe lubi najbardziej. Najgorsze, co się może w życiu wydarzyć, to zaburzenie tej starannie wypracowanej równowagi. Stoicka postawa nastolatki, to efekt próby stworzenia balansu dla barwnej postaci rodzicielki, zdecydowanie wyczerpującej limit eklektyzmu na ich wspólne, poznańskie M2. Cóż jednak po długoletnich treningach, skoro życie wcale nudy nie lubi i ukazuje to w najmniej spodziewanych momentach? Skoro tylko dziewczyna odnalazła idealną równowagę wszystko przewraca się do góry nogami. Mama wysyła list, że dostała pracę za oceanem i zostanie tam na dłużej, opiekunką Bitnerów zostaje zupełnie nieodpowiednia do tej roli Aniela, a Kozio przechodzi załamanie spowodowane bezsilnością. Na domiar złego zaraz zaczyna się rok szkolny, a Bebe absolutnie nie znosi fizyki ze wzajemnością rzeczonej, jak i pryncypała naukę tę wykładającego. Czy mogło być gorzej? Chyba nie. No naprawdę Los musiałby się bardzo postarać.
I tu Wam podpowiem: nigdy nie wątpcie w przewrotność Losu. Ani w jego przeciwności. Ani w to, że być może jest przypadkowy. A już na pewno nie w jego wyczucie czasu. Otóż on to właśnie w najmniej oczekiwanym momencie przyprowadził pod okno niespokojnej Bebe Damba i jego niesamowite spojrzenie na świat.
Mojego oddania Musierowicz tłumaczyć raczej nie trzeba, a może nawet nie powinno się zważywszy z mnogości słów dziękczynnych, które już posłałam w stronę pisarki. W tej części "Jeżycjady" najbardziej chyba podoba mi po cichu przemykająca postać Dmuchawca i to takie pragnienie życia, które ludzie niepotrzebnie często w sobie tłumią. Jak zawsze kilka słów z Brulionu przenoszę w swoją codzienność, a Wam ślę pozdrowienia. Serwus Ludu Książki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz