Ciężko jest pisać, kiedy nie ma się tak zwanej "weny". Czym jest wena? Nie wiem. Nie utożsamiam jej ze słownikową regułką. Uważam, że jest raczej czymś na pograniczu ochoty, możliwości i sił witalnych. Szukałam zdania, którym mogłabym rozpocząć tę recenzję od dobrych kilku dni. Najpierw napisałam zakończenie posta, potem opis książki i dopiero na samym końcu zdobyłam się na zwalczenie blokady i nakreślenie swego rodzaju prologu. Czym go podsumować? Może pewnym wyzwaniem? Wyzywam samą siebie do tego, by w przyszłym miesiącu w końcu wypełnić płótno, które stoi za biurkiem i czeka na odkurzenie już od jakiegoś czasu. Stworzę coś pięknego! Cudnie! To teraz istota rzeczy - recenzja.
Przenieśmy się do alternatywnej rzeczywistości, gdzie losy świata potoczyły się odmiennie od historii, którą my znamy. Kształt świata również różni się od naszego. Doskonałym przykładem zmiany są Stany Zjednoczone, które w rzeczywistości stworzonej przez Sandersona stanowią grupę zbitych ze sobą wysp. Ponadto świat ten pogrążony jest w walce toczącej się na Nebrasku. W bitwach udział biorą Rytmatyści i dzikie kredowce zagrażające bezpieczeństwu ludności cywilnej. Kredowce, to stworzenia dwuwymiarowe zazwyczaj rysowane przez Rytmatystów. Tu też ukryte jest wytłumaczenie kim są Rytmatyści - to ludzie o wyjątkowych zdolnościach ożywiania linii tworzonych wyłącznie przy pomocy kredy. Sztuką to fascynuje się nasz główny bohater - nastoletni Joel.
Mimo bezgranicznej miłości do rytmatyki Joelowi nie jest dane nią władać. Uczy się w Akademii Armedius wyłącznie dzięki temu, iż jego ojciec był wytwórcą kredy, a wykładów z ukochanej dziedziny słucha nielegalnie, kryjąc się w salach pod pretekstem dostarczania przesyłek i listów. Pewnego dnia życie obiera zupełnie nowy kierunek. Joel postanawia wykorzystać możliwość, którą daje mu los i pracować fakultatywnie dla jednego z najlepszych profesorów rytmatyki. Szkoda tylko, że zadanie przed nimi postawione jest tak nieprzyjemne. Chodzi bowiem o tajemnicze zniknięcia kilku ze studentów Armediusa. Zniknięcia te są niezwykle interesujące, bo otacza je gruba warstwa kredowego pyłu. Podczas poszukiwań odpowiedzi dotyczących kolegów z akademii Joel pozna lepiej samego siebie, historię ojca, dzieje Nebrasku, smak prawdziwej przyjaźni i paraliżującego niebezpieczeństwa.
Po lekturze "Rytmatysty" stwierdzam, że Sanderson jest moim numerem jeden na liście autorów współczesnej fantastyki. Jego teksty dosłownie się połyka. Trzy wieczory i przeczytana książka. Skończona niezależnie od jej objętości, czy tematyki. Historie tworzone przez pisarza nigdy nie są banalne, przy czym sposób ich przedstawienia nie wymaga od czytelnika szczególnego skupienia, dzięki językowi, którym autor operuje. Przyznaję, że obawiałam się pewnej powtarzalności, ale nigdzie jej nie znalazłam. Ani w postaciach, ani w światach przedstawionych, ani w kolejach losu bohaterów. Następne dziełem Sandersona znajdującym się na mojej liście do przeczytania jest "Droga Królów", ale najpierw dokończę Cixin Liu i jego pierwszy w serii "Problem Trzech Ciał". Ślę Wam moc uścisków. Serwus, Ludu Książki!
Przenieśmy się do alternatywnej rzeczywistości, gdzie losy świata potoczyły się odmiennie od historii, którą my znamy. Kształt świata również różni się od naszego. Doskonałym przykładem zmiany są Stany Zjednoczone, które w rzeczywistości stworzonej przez Sandersona stanowią grupę zbitych ze sobą wysp. Ponadto świat ten pogrążony jest w walce toczącej się na Nebrasku. W bitwach udział biorą Rytmatyści i dzikie kredowce zagrażające bezpieczeństwu ludności cywilnej. Kredowce, to stworzenia dwuwymiarowe zazwyczaj rysowane przez Rytmatystów. Tu też ukryte jest wytłumaczenie kim są Rytmatyści - to ludzie o wyjątkowych zdolnościach ożywiania linii tworzonych wyłącznie przy pomocy kredy. Sztuką to fascynuje się nasz główny bohater - nastoletni Joel.
Mimo bezgranicznej miłości do rytmatyki Joelowi nie jest dane nią władać. Uczy się w Akademii Armedius wyłącznie dzięki temu, iż jego ojciec był wytwórcą kredy, a wykładów z ukochanej dziedziny słucha nielegalnie, kryjąc się w salach pod pretekstem dostarczania przesyłek i listów. Pewnego dnia życie obiera zupełnie nowy kierunek. Joel postanawia wykorzystać możliwość, którą daje mu los i pracować fakultatywnie dla jednego z najlepszych profesorów rytmatyki. Szkoda tylko, że zadanie przed nimi postawione jest tak nieprzyjemne. Chodzi bowiem o tajemnicze zniknięcia kilku ze studentów Armediusa. Zniknięcia te są niezwykle interesujące, bo otacza je gruba warstwa kredowego pyłu. Podczas poszukiwań odpowiedzi dotyczących kolegów z akademii Joel pozna lepiej samego siebie, historię ojca, dzieje Nebrasku, smak prawdziwej przyjaźni i paraliżującego niebezpieczeństwa.
Po lekturze "Rytmatysty" stwierdzam, że Sanderson jest moim numerem jeden na liście autorów współczesnej fantastyki. Jego teksty dosłownie się połyka. Trzy wieczory i przeczytana książka. Skończona niezależnie od jej objętości, czy tematyki. Historie tworzone przez pisarza nigdy nie są banalne, przy czym sposób ich przedstawienia nie wymaga od czytelnika szczególnego skupienia, dzięki językowi, którym autor operuje. Przyznaję, że obawiałam się pewnej powtarzalności, ale nigdzie jej nie znalazłam. Ani w postaciach, ani w światach przedstawionych, ani w kolejach losu bohaterów. Następne dziełem Sandersona znajdującym się na mojej liście do przeczytania jest "Droga Królów", ale najpierw dokończę Cixin Liu i jego pierwszy w serii "Problem Trzech Ciał". Ślę Wam moc uścisków. Serwus, Ludu Książki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz